W ubiegłym tygodniu takie zaskoczenie świetnie wyszło jednemu z radnych miejskich, którego imienia nie trzeba tu wspominać, co by nie robić reklamy. Temat brzmiał hucznie - "apel do starosty". Pierwsza myśl była taka: co tym razem zmalowali w Starostwie, że zwraca się do nich radny z osiedlowego okręgu? Otóż to! Chodziło o okręg, a właściwie dwa okręgi!
Radny bowiem stwierdził, że skrzyżowanie ul. Żwirki i Wigury oraz Chudoby jest niebezpieczne, dlatego tam musi powstać rondo. Jak dodał, jest to jego okręg, więc mamy w zasadzie rondo wpisane w okręg. Zakręciło się? Jeszcze nie. Radny bowiem zaczął odchodzić od tematu i wymieniać inne problemy w tej części osiedla, po czym przeszedł do parkingu pod Trasą Zjazdu Gnieźnieńskiego. Twierdził, że kiedyś o nim pisał, a teraz go wybudowano, a tymczasem mogę się założyć, że pomysł ma więcej lat, niż ostatnie trzy kadencje.
W końcu, po długich, konferencyjnych słowach miało się wrażenie, że mamy nowego rzecznika Urzędu Miejskiego. Dlaczego? Bo padały sakramentalne "prezydent powiedział, prezydent przekazał, prezydent mówił". Następnie radny przyznał, że w sprawie wspomnianego skrzyżowania w ogóle się nie kontaktował ze Starostwem, a więc nie dzwonił, nie pisał, nie interpelował, nie rozmawiał etc. Wybrał, jako środek komunikacji, dziennikarzy. Zaskoczeni?
Zaskoczeni byli urzędnicy (tacy co przy biurku i tacy, co czasem wystąpić publicznie muszą), z którymi była sposobność na ten temat rozmawiać wkrótce po "skocznej" konferencji. Przyznali, że w ogóle tematu nie znają i nikt go nie poruszał do tej pory. W starostwie są zajęci swoimi sprawami i tak naprawdę wielu nawet nie znało tego radnego z nazwiska. Pisma, rzecz jasna, żadnego nie otrzymali. Tyle oficjalnie. Nieoficjalnie z tej strony dodać należy, że pytanie w sprawie skrzyżowania zostało wysłane do tych, co mogą coś w temacie powiedzieć. Odpowiedź oczywiście się pojawi i, jak można przypuszczać, bez taniej reklamy.
P.S.
Pewna analogia - kiedy kilka tygodni temu konferencję w Ratuszu organizowali radni miejscy z "opozycji", była ona nagrywana przez pracownika Urzędu Miejskiego. Kiedy spotkanie z mediami zrobił powyższy radny "koalicji", miejskiego dyktafonu nie było. Przypadek? Nie sądzę.