Są wśród nas gnieźnianie, którzy pamiętają pewne nieopowiedziane wydarzenia, nierzadko bezcenne dla naszej lokalnej historii. Jedną z nich postanowił się z nami podzielić pan Jan, który wspomniał wypadek, jaki wydarzył się na Jeziorze Jelonek w grudniu 1953 roku.
O tej historii pisaliśmy przy okazji 1 listopada. W artykule zamieszczonym we Wszystkich Świętych wspomnieliśmy o kilku miejscach spoczynku na gnieźnieńskich cmentarzach, których historia jest do dziś nieopowiedziana, a przez to groby te skrywają pewną tajemnicę (zobacz więcej).
Jednym z nich były nagrobki dwóch młodych chłopaków – Zenona Przybylskiego (+15 l.) i Henryka Pankowskiego (+13 l.). Spoczywają obok siebie na cmentarzu św. Piotra i zmarli tego samego dnia tj. 17 grudnia 1953 roku, jak to zaznaczono „śmiercią tragiczną”. Z tablic spoglądają na przechodzących ich wizerunki na porcelanowych fotografiach. Do momentu opublikowania tamtego artykułu wiedzieliśmy jedynie, że chłopacy zginęli pod zarwanym lodem na Jeziorze Jelonek. Szczegółów jednak nie udało się nigdzie odnaleźć.
W kilka dni po opublikowaniu artykułu, skontaktował się z nami pan Jan Bartoszek. Bardzo chciał nam opowiedzieć o tej historii, ponieważ był świadkiem akcji ratunkowej, która rozegrała się tamtego tragicznego dnia.
Pan Jan miał wówczas 13 lat, był uczniem szkoły zawodowej: – My wtedy mieliśmy zajęcia warsztatowe przy Parku Kościuszki i od godziny 13 mieliśmy wolne. Umówiliśmy się na spotkanie nad jeziorem – wspomina po latach. Jak twierdzi, 17 grudnia 1953 roku był to drugi dzień, jak na popularnej „Wenecji” był wówczas lód.
Dziś, prawie 70 lat po tamtym zdarzeniu, pan Jan pamięta, że kiedy dotarli nad jezioro, już doszło do wypadku. Sytuacja rozgrywała się w rejonie obecnej wyspy, a więc po drugiej stronie akwenu. Pierwszy do wody miał wpaść Zenon Przybylski: – Nie wiem, czy oni tam dookoła szli na tę wyspę, czy przeszli jeszcze po lodzie od strony klubu sportów wodnych. Tam było dwóch, albo trzech chłopaków, ale dwóch na pewno. I tam sobie biegali i pod Zenkiem zarwał się lód. Tamci go nie ratowali – przypomina sobie gnieźnianin.
Na widok tonącego, z brzegu od strony ul. Jeziornej na lód wbiegł Henryk Pankowski. To jego bardzo dobrze znał pan Jan. Świadek tych wydarzeń wówczas mieszkał przy ul. Rzeźnickiej. Dobrze kojarzył innych rówieśników z tego fyrtla: – Znałem bardziej Pankowskiego, mieszkał na rogu ul. Słomianka i św. Wawrzyńca, w tym narożniku bliżej Tumskiej, na pierwszym piętrze. Byliśmy kumple, bo w palanta, skoczka to się grało – wracają wspomnienia. Dziś już jednak pan Jan nie potrafi powiedzieć, czy Pankowski i Przybylski się znali. Ten drugi mieszkał wówczas przy ul. Poznańskiej, w rejonie Kcyńskiej Łaty – budynki już nie istnieją. Ze wspomnień gnieźnianina wynika, że Pankowski ruszył na pomoc tak po prostu – ratować osobę w potrzebie. To go niestety zgubiło.
Ktoś powiadomił strażaków, inni ruszyli w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby pomóc uratować tonącego. Pankowski w tym czasie pokonywał kolejne metry zamarzniętego jeziora. Był już blisko, kiedy i pod nim zarwał się lód.
Na miejscu nagle pojawił się niejaki Edziu, na którego wszyscy wołali „Śledź”. Był starszy od pana Jana, mieszkał gdzieś w okolicy ul. Czystej. Przybiegł z drabiną i wszedł na taflę, próbując się dostać do tonących. Kiedy był kilkadziesiąt metrów od brzegu, także i pod nim zarwał się lód. Gdyby nie ta drabina, na której się oparł, to też by wpadł cały do wody.
Inni ruszyli do pobliskiego hangaru przystani żeglarskiej, by wyciągnąć łódź: – My z klubu wyciągnęliśmy taką łajbę, jaka była najbliżej i nie szło jej użyć, bo to była płaskodenna i tego lodu nie szło pokonać, tylko trzeba było wiosłami rozkruszyć i dopiero płynąć – wspomina pan Jan.
W międzyczasie nadjechali strażacy – najpierw jednak dotarli od strony ul. Strumykowej, ale tam nie szło dotrzeć, więc zawrócili i skierowali się od strony ul. Jeziornej. Jeden z nich przewiązał się liną i wszedł na lód, zmierzając do poszkodowanych: – Zenka już wtedy nie było, a ten już walczył, bo co się położył na lód, to się łamał i wpadał. On tak się męczył z 15 minut – wspomina gnieźnianin te dramatyczne sceny: – Ja jeszcze pamiętam te ręce, jak trzy razy spod wody wyciągnął…
Liny strażakowi jednak nie wystarczyło. Kiedy w końcu udało się dotrzeć łodzią na miejsce, było już za późno – obaj chłopacy utonęli: – Jednego wyciągnęli od razu, Zenka. Pankowskiego na drugi dzień strażacy wyłowili bosakami.
Pan Jan nie był na pogrzebie chłopaków. Nie wie, dlaczego spoczęli obok siebie. Również przyznaje, że to miejsce spoczynku jest bardzo wymowne. Pamięta o nich za każdym razem, kiedy idzie na cmentarz na groby swoich bliskich: – Zawsze się za nich pomodlę, zapalę świeczkę.
Jak przyznaje gnieźnianin, Pankowski był jedynakiem, a jego rodzice zmarli jakiś czas później. Przybylski miał rodzeństwo, ale nie wie, czemu grób jest taki zaniedbany – być może już też nie ma rodziny: – Powinien ktoś o to zadbać – mówi. Groby były zapuszczone 1 listopada. Wkrótce po tym pojawiły się na nich kartki informujące o konieczności opłacenia obu miejsc spoczynku.
Dzięki historii opowiedzianej przez pana Jana, groby obu chłopaków nabierają jeszcze większego znaczenia. To miejsce upamiętnia ofiarność w niesieniu pomocy bliźniemu. Mimo iż ostatecznie zakończyło się to tragedią dwóch rodzin, to jednak powinno stanowić swoiste memento – przypominać, jak wiele jest warte ludzkie życie, a przy tym jak bardzo jest ono kruche. A także, jak ważne jest myślenie o bezpieczeństwie własnym oraz innych.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.
Co roku podczas Wszystkich Świętych organizowane są zbiórki na remont zapomnianych grobów. Może warto pomyśleć, aby w tym roku odnowić groby tych chłopców?
Czy miasto nie mogłoby opłacić należności za groby tych chłopców? Albo nie można ich zwolnić z opłaty? Lub zorganizować jakiejś zbiórki na ten cel? Ja się chętnie dorzucę, choć nie jestem z Gniezna, bardzo mi szkoda tych chłopców i ich rodzin. Szczególnie tego, który ruszył na ratunek…
Jeśli nikt nie opłaci tych grobów to grabarz położy na nich łapę i je zlikwiduje. Dla nich sentymenty nie mają żadnej wartości.
Po pierwsze pisz kulturalnie, więc nie żadną łapę, a po drugie jest ustawa, która wyraźnie mówi o prawie do grobu na 20 lat. Zatem żaden administrator cmentarza,obojętnie czy to parafialnego czy komunalnego, nie może działać wbrew przepisom. Po 20 latach grób nieopłacony przechodzi z powrotem na własność właściciela nekropolii.
Mówisz o tej komunistycznej ustawie z 1959 roku, która nadal obowiązuje? To nawet komuniści wiedzieli, że nie likwiduje się grobów, które mają znaczenie dla lokalnej historii. Niestety, w Gnieźnie o lokalną tożsamość się nie dba, ile to już grobów żołnierzy lub ludzi kultury zrównano z ziemią… Wstyd. I dla miasta, i dla zarządcy gnieźnieńskich cmentarzy.
Za komuny z cmentarzy zniknęło wiele grobów zasłużonych postaci. Jest napisane w ustawie co do joty – 20 lat istnienia, a potem jak nie opłacone, to można zaorać.
Co zniszczyła komuna, to prawda, ale ile zlikwidowano grobów zasłużonych za III RP? To już obciąża nas wszystkich, niestety.
ZENEK PANKOWSKI ZASŁUGUJE NA UPAMIĘTNIENIE.
A z jakiego tytułu?
Henryk Pankowski. Za to, że był odważny i miał dobre serce. Ruszył na ratunek, choć sam był jeszcze dzieckiem. Niejeden z nas dorosłych nie miałby odwagi, wejśc na jezioro i próbować kogoś ratować narażając swoje życie. Czy takie tłumaczenie wystarczy?
Pokaż swoje dobre serce i opłać ten grób i przede wszystkim dbaj o niego kolejne 20 lat. Naprawdę, ludziom już się miesza w głowach. Jest tylu bohaterów, tylu dobrych ludzi, ale na ziemi wszyscy sa równi. Ustawa i
jest, jak wyżej ktoś pisze do przestrzegania i koniec kropka. A poza tym żyją jeszcze rodziny tych zmarłych i to do nich należy decyzja. I może oni wcale tego nie chcą.
Senior, na logikę – jeśli żyje rodzina, dba o groby swoich bliskich. Tka nasza polska kultura. Niszcząc groby ludzi nieprzeciętnych, niszczymy cząstkę naszej historii najnowszej. Ot cała prawda. A jeśli jesteś już taki szybki w udzielaniu rad, sam może opłacisz ten grób? A na poważnie – przyłączam się do głosów, aby zrobić zbiórkę i ocalić ten kawałek lepszej strony Gniezna…
Drogi panie Seniorze, proponowałam zbiórkę. Zbiórka to zrzucenie się po kilka złotych. Od tego jeszcze nikt nie zbiedniał. Jeśli pan nie chce nikt pana do tego nie zmusza. Szczerze panu życzę, żeby w przyszłości przy pana grobie znalazł się zawsze ktoś dobry, kto zapali znicz i pomodli się. P.S. ja już jeden grób opłaciłam – mojej córki, może dlatego wzruszyła mnie historia tych chłopców i ich rodzin. Wiem jak to jest pochować własne dziecko…
Brawo, Kasiu!
Gotowy był na poświęcenie własnego życia dla drugiego człowieka. Wojtas, byłbyś gotów na to samo? Więc może lepiej nie zadawaj głupich pytań…
[’] [’]
Życie wieczne trwa tak długo, jak długo płacisz księdzu za miejsce na cmentarzu xd.
Życie wieczne, jak sama nazwa wskazuje trwa wiecznie. Tylko nie na tym świecie.
Dzięki za pamięć o takich historiach z Gniezna i dzięki Panu Janowi za dopowiedzenie