Liczące sobie sto lat pozostałości tego zakładu do dzisiaj znaleźć na ulicach Gniezna, a jednak niewielu zwraca na nie uwagę. I to pomimo, że… dosłownie wystają z ziemi. Oto historia fabryki „Herkules”, dla której los nie zawsze był łaskawy.
Początki istnienia tej firmy do tej pory nie są ustalone. Wiadomo jednak, że sam zakład istniał już w 1895 roku, choć w bardzo skromnej formie. Jego założycielem był Bernard Bartkiewicz, który uruchomił „Fabrykę machin, kotlarni i ślusarnię artystyczno-kowalską”. Początkowo był to raczej duży warsztat produkcyjny, który otrzymał taką bardziej szumną nazwę, dla podkreślenia prestiżu i zyskania klienteli.
O tym, gdzie początkowo znajdował się zakład, póki co nie sposób ustalić w gąszczu dokumentów. Z ogłoszeń prasowych wynika jednak, że w 1903 roku firma znajdowała się już na Kawiarach, które wówczas położone były tuż pod Gnieznem. Dodajmy, że etymologia tej nazwy wywodzi się od słów kawior lub kawiór, oznaczających dawniej teren podmokły lub staw z wodą stojącą. O tym, że tak jest w rzeczywistości, wiedzą dobrze starsi mieszkańcy tej okolicy, pamiętający nieistniejące już dzisiaj stawy i rowy w tej okolicy.
W tej historii chodzi o działkę przy ul. Witkowskiej 9-11. Zakład zajmował się wykonywaniem zarówno kotłów grzewczych, jak i wszelkimi pracami związanymi z obróbką metali. O samym Bernardzie Bartkiewiczu nie wiadomo zbyt wiele ponad to, co opisał o sobie w 1896 roku w Gnesener Kreisblatt: Moje wieloletnie doświadczenie w wielkich fabrykach jako monter i werkmistrz dają mi rękojmię do prowadzenia wszelkich prac nowoczesnych – notował w swoim ogłoszeniu, a ponadto zaznaczał, że w firmie można było wszelkie prace nowe i reparacyje w ten zawód wchodzące jak najspieszniej i po niskich cenach wykonać. Sam zakład mieścił się na tyłach posesji w niewielkiej hali, która bardziej mogła uchodzić za „fabryczkę”. Od ulicy znajdował się dom mieszkalny z siedzibą administracji firmy.
We wspomnianym 1903 roku Bartkiewicz reklamował swoją firmę jako Gnieźnieńska Fabryka Maszyn „Herkules”. Skąd pomysł na taką nazwę? Najpewniej właściciel, czerpiący tu z rzymskiej mitologii uznał, iż siła i wytrzymałość, którą charakteryzował się Herkules, najlepiej będzie oddawać solidność działalności jego zakładu. Ta jednak, jak pokazał czas, przychodziła z różnym skutkiem. W 1905 roku w „Dzienniku Kujawskim” poinformowano, że firma popadła w długi sięgające 80 tysięcy marek. Jak dodawano: prawdopodobnie układ nastąpi, gdyż fabryka pracy nie zaprzestała.
Wkrótce też „Herkules” trafił w ręce spółki Siebert & Schröter. Zasadniczo do końca zaboru pruskiego trudno mówić o pełnej działalności firmy, aczkolwiek pewnym jest, iż zakład nieustannie się rozwijał. Na przełomie 1913 i 1914 roku nastąpiła rozbudowa zakładu w głębi działki, gdzie powstały nowe obiekty produkcyjne.
Z prostej obróbki metalu oraz kowalstwa, zakład przestawił się na wykonywanie własnych maszyn. Wybuch I wojny światowej na pewno pokrzyżował plany inwestycyjne, aczkolwiek nawet i ta fabryka musiała przestawić się na militarne tory. Zachował się dokument z 1916 roku, w którym właściciele złożyli wniosek o pozwolenie na urządzenie pomieszczenia do testowania granatów.
Powojenna sytuacja nie była korzystna dla dotychczasowych właścicieli firmy. To prawdopodobnie wtedy powstała kolejna spółka, a zakład ostatecznie przejął Friedrich Schmeling, przyszły lokalny potentat w branży drzewnej, który posiadał także skład przy ul. Trzemeszeńskiej (obecnie Roosevelta) oraz później przejął także fabrykę mebli po Tadeuszu Bronisławie Mikołajczaku.
To wtedy też sztandarowym produktem „Herkulesa” stała się maszyna do obróbki drzewa. To nie wszystko, bowiem zakład zasadniczo przestawił się na wyrabianie wszelkich narzędzi. Kompletne urządzenia zakładów stolarskich i fabryk mebli dostarcza terminowo po cenach przystępnych Fabryka Maszyn „Herkules” – informowano w reklamie zamieszczonej w „Przewodniku po Gnieźnie” autorstwa Józefa Galewskiego z 1924 roku. Wyroby zaczęły trafiać do wielu mniejszych i większych warsztatów nie tylko w całym regionie, ale i kraju. Obrabiarki do drzewa wszelkiego rodzaju własnej konstrukcji dostarcza Herkules Gniezno – pisano w reklamie zamieszczonej w „Dzienniku Wileńskim” z 1925 roku.
Co produkowano? Strugarki o różnych szerokościach, piły tarczowe i taśmowe, wycinarki, gryzarki, wiertarki, tokarki, okrąglaki, ostrzałki do noży, szlifierki, prasy i wszelkie inne narzędzia niezbędne w stolarniach. Fabryka nastawiła się także na produkcję sprzętu do obróbki mięsa, wyposażając rzeźnie działające w wielu miastach kraju i za granicą, czym zresztą także się chwaliła.
Nie da się ukryć, że początek lat 20. był okresem prosperity zakładu. To prawdopodobnie wtedy zaczęto też wykonywać odlewy instalacji hydraulicznej. Herkules produkował hydranty nadziemne i podziemne, a wraz z tym także zawory. Do dziś na terenie Gniezna zachowało się ich kilka sztuk. Przy ul. Cieszkowskiego stoi hydrant opisany „Herkules Gniezno”. Podobny, ale bez czopa (który zniknął z niego kilka lat temu), stoi u zbiegu ul. św. Michała i Wyszyńskiego – ten ostatni prawdopodobnie jest już odłączony od sieci. Podziemne hydranty zlokalizowane są m.in. przy ul. Chrobrego, a także na terenie stacji kolejowej pomiędzy peronem 1 i 2 – te są opisane jako „Hydrant Herkules”.
19 lipca 1924 roku doszło do katastrofy. „Lech” opisywał to następująco: Dnia wczorajszego o godz. 22,15 wybuchł pożar w fabryce maszyn „Herkules” w Gnieźnie, gdzie spłonęła odlewnia żelaza. Straż pożarna miasta Gniezna oraz kolejowa i wojskowa tut. garnizonu 17. p.a.p. z przeszło 200 żołnierzami pod kierownictwem p. oficerów z dwoma sikawkami i czterema kufami i narzędziami pożarniczemi stawiły się natychmiast po alarmowaniu na miejsce wypadku, także i tut. policja pod kierownictwem str. przod. Kawały stawiła się z dostateczną ilością funkcjonarjuszy celem zabezpieczenia mienia i utrzymania porządku. Pożar powstał podobno przez nieostrożność, albowiem od świeżo płonącego żelaza zapaliły się drewniane ramy od form tak silnie, że w krótkim czasie płomień objął cały dach, gdy stróż dany pożar spostrzegł, nie był w stanie dalszemu rozszerzaniu zapobiedz. Z powodu braku wody i wszelkiego urządzenia we fabryce, gaszenie pożaru było bardzo utrudnione, straż pożarna była zmuszona węże założyć do hydranta, znajdującego się przy ul. Witkowskiej. Przez wielką odległość i braku stałego nacisku nie było możliwem wodę na dach dostać, przeto musiano brać kufy wojskowe i sikawki ręczne do pomocy. Mimo tak trudnych warunków zdołano łączące się zabudowania fabryczne wraz z magazynem uratować. Jak dodano, powstałe zniszczenia miały zostać pokryte z ubezpieczenia. To pozwoliło na uratowanie zakładu, ale jednocześnie zwiastowało coraz bardziej niepewną przyszłość…
Jesienią 1924 roku na pozyskanej kilka lat wcześniej obok działce postanowiono urządzić nową odlewnię, ukończoną w lutym 1925 roku. Jak na warunki gnieźnieńskie, inwestycja była spora – budynek długi na 50 i szeroki na ponad 18 metrów miał zapewnić bardziej komfortową i bezpieczną produkcję wszelkich wyrobów.
Najlepsze czasy jednak powoli mijały. Kiedy w 1927 rok Magistrat nakazał firmie wykonanie chodnika wzdłuż posesji, firma Herkules odpowiedziała, iż koszty tego zadania połączonego z koniecznym wybudowaniem także nowego ogrodzenia, przekraczają jej możliwości. Wobec ciężkich warunków jaki nasz przemysł przeżywa, nie jesteśmy wstanie złożyć sumy złotych około 5.000, ponieważ potrzebujemy pieniądze na zakup surowca oraz na zapłatę robocizny, aby utrzymać w ruchu fabrykę – pisał Schmeling w odpowiedzi do urzędu. Ostatecznie zadanie wykonano w kolejnym roku, ale było to spore obciążenie dla firmy.
Jako ciekawostkę potraktować należy fakt, że we wrześniu 1928 roku gruchnęła wiadomość, iż policja gnieźnieńska zatrzymała mechanika w firmie „Herkules”. Okazało się, że był nim Walter von Riesen, poszukiwany od jakiegoś czasu międzynarodowy hochsztapler. W Gnieźnie szereg osób padło ofiarą jego oszustw, a częste jego wyjazdy nasuwały podejrzenia iż zajmuje się szpiegostwem. Aresztowano go i przekazano do dyspozycji sędziego śledczego z Poznania – informował „Dziennik Bydgoski”. O jego dalszym losie nic nie wiadomo.
„Herkules” funkcjonował dalej ze zmiennym szczęściem. Na pewno wyjątkowym w skali Wielkopolski było powołanie zakładowego klubu sportowego – składał się on z zawodników, którymi byli pracownicy fabryki. KS Herkules Gniezno oficjalnie rozpoczął swoją sportową aktywność we wrześniu 1928 roku, kiedy to na boisku koszar przy ul. Chrobrego rozegrał pierwsze spotkanie w piłkę nożną z rezerwową drużyną Goplania II Inowrocław. Niestety, wyniku tego meczu nie podano na łamach prasy. Klub funkcjonował przez kolejne lata działalności zakładu, nie odnosząc spektakularnych osiągnięć i w tej dyscyplinie pozostawał na poziomie klubów C-klasowych (odpowiednika niższej ligi okręgowej). Herkules Gniezno posiadał też sekcję szachową, a zawodnicy mierzyli się przede wszystkim z lokalnymi zespołami. W styczniu 1929 roku w turnieju z Gimnazjalnym Klubem Szachowym przegrał 5:1. Mimo to aktywność Herkulesa zasługuje na uznanie i stanowi na pewno sportową ciekawostkę w historii Gniezna.
W sierpniu 1930 roku obchodzone było dwulecie istnienia KS Herkules. W letnisku w Lesie Jelonek urządzono zabawę, do której przygrywała orkiestra Towarzystwa Powstańców, a całość urozmaicały zabawy, jak strzelanie do tarczy, kulanie w kręgle, koło szczęścia i loteria fantowa, zaopatrzona w bogate fanty. Zaproszeni byli wszyscy mieszkańcy, a dla zainteresowanych kolejka wąskotorowa kursowała z miasta co pół godziny. Wieczorem odbyła się zamknięta zabawa w Hotelu Europejskim.
Wkrótce jednak zaczęły się piętrzyć problemy. Z tego okresu w repetytoriach Prokuratury Okręgowej w Gnieźnie zachowały się adnotacje o sprawach, które „Herkules” wytoczył różnym osobom. Między innymi w dwóm osobom o fałszerstwo i sprzeniewierzenie w maju 1930 roku, a później w październiku przeciwko czterem młodym mężczyznom o oszustwo i paserstwo i w lutym 1931 roku jednej osobie ponownie o sprzeniewierzenie. Było więc sporo zamieszania.
Trudno powiedzieć, czy w związku z powyższym, ale w końcu firma zaczęła się chwiać finansowo i przestała płacić podatki. W marcu 1931 roku miała się odbyć licytacja kilku urządzeń, która jednak została w ostatniej chwili odwołana. Wkrótce też w fabryce ogłoszono strajk. Jak informował „Lech” w połowie tego samego miesiąca: W ubiegły poniedziałek nie stawiło się w Gnieźnieńskiej fabryce maszyn „Herkules” do pracy 26 uczniów ślusarskich. Przyczyną strajku było niewypłacenie tygodniówki i zwolnienie kilku czeladników z powodu czego uczniowie musieli wykonywać prace trudniejsze, bez podwyżki płac. Gdy tygodniówkę zarząd fabryki wypłacił i podwyższył uczniom płacę, wrócili oni we wtorek do pracy.
Kolejny cios na fabrykę spadł w kwietniu 1931 roku. W dniu 27. bm. miał miejsce nieszczęśliwy wypadek w Odlewni naszej. Poparzony został niebezpiecznie pracownik Słomowicz, zajęty przy odlewie żelaza. Wskutek wilgoci masy formowej nastąpiła eksplozja i zmuszeni zostaliśmy zaprzestać z dalszym odlewem – informował urząd Friedrich Schmeling w piśmie z 28 kwietnia 1931 roku, kierując pretensje do Magistratu: Wilgoć względnie woda powstaje przez podwyższanie terenu należącego do Magistratu, a bezpośrednio przyległego do naszej Odlewni, wskutek stałego nasypywania gruzów i śmieci. Teren magistracki, który do niedawna był niżej położony od Odlewni naszej, jest obecnie znacznie wyższy i wszystka woda ścieka do Odlewni, której poszczególne ubikacje (pomieszczenia – przyp. red.) znajdują się głęboko pod wodą – pisał właściciel firmy, apelując o poprawę stosunków wodnych tak, by zakład mógł dalej funkcjonować.
5 maja 1931 roku Magistrat odpowiedział: Stwierdzono na miejscu, że teren miejski a zwłaszcza od szczytu tylnego jest niższy jak teren „Herkulesa”. Wysoki stan wody zaskórnej obserwuje się tej wiosny wszędzie z powodu dużej ilości opadów. Wzdłuż okapu szerokiego dachu odlewni brak rynien, tak że woda z deszczów opada pod mur i wciska się pod fundamenta. Wina za taki stan rzeczy leży zatem po stronie firmy.
To był koniec. „Herkules” ogłosił wkrótce niewypłacalność i zakład upadł, a w kolejnych tygodniach w prasie publikowane były liczne ogłoszenia o licytacji w fabryce przy ul. Witkowskiej 9. Nie oznaczało to jeszcze końca istnienia klubu sportowego, bowiem we wrześniu 1931 roku KS Herkules przegrał z Stellą II Gniezno 8:0. Później już informacje o nim przestały się pokazywać, co oznacza, iż klub zniknął ze sportowej mapy miasta.
Budynki pofabryczne przy ul. Witkowskiej 9 stały opuszczone przez kilka lat, przechodząc na rzecz Komunalnej Kasy Oszczędności Powiatu Gnieźnieńskiego, a w 1937 roku zapadła decyzja o rozbiórce fabryki. Już rok później na tym terenie urządziła się kolejna firma – Gnieźnieńska Spółka Autobusowa, która zaadaptowała pozostałe obiekty wraz z budynkiem administracyjno-mieszkalnym na swoje potrzeby. Po wojnie w tym miejscu urządziła się siedziba Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej, która funkcjonowała tu do 1976 roku, zanim przeniosła się na ul. Kolejową.
Dziś po fabryce „Herkules” pozostał jeszcze budynek mieszkalny, stojący przy samej ulicy Witkowskiej, a także prezentowane powyżej elementy małej architektury, rozrzucone po całym mieście. Co jednak ciekawe, co jakiś czas na różnych aukcjach pojawiają się maszyny wykonane w tej gnieźnieńskiej firmie – na przykład niedawno pojawiła się piła taśmowa za 2300 złotych, której właściciel oceniał jej stan jako bardzo dobry, co zresztą potwierdzały zdjęcia. Na jednym z nich dobrze było widać napis „Herkules Gniezno”. Można powiedzieć – marka sama się broni, pomimo stu lat.
Tradycje odlewnicze Gniezna kontynuuje obecnie inna firma, powstała wiele lat po „Herkulesie”. Dobrze by było, gdyby to, co przetrwało na terenie naszego miasta przez praktycznie sto lat, zostało odpowiednio zabezpieczone przed ich przypadkowym usunięciem, jako elementy „zbyteczne” w przestrzeni miejskiej. Takie małe, nieformalne zabytki, to też część historii naszego miasta.
Osoby mające jakiekolwiek ciekawe informacje na temat fabryki „Herkules”, być może zdjęcia itp. , a także w sprawie innych zakładów pracy, fabryk, firm, warsztatów, proszone są o kontakt z nami: historia@gniezno24.com
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.
Mam działające (pracujące produkcyjnie jeszcze do 2001 roku) maszyny stolarskie Herkulesa po moim dziadku mistrzu stolarskim: piła taśmowa, strugarka z grubościówką, a także wielofunkcyjna: frezarka, piła tarczowa i wiertarka w korpusie jednej maszyny. 🙂
Młodsze pokolenie nie ma pojęcia o lokalnej historii Gniezna i okolic, a ten artykuł nam to przybliża. Bardzo wartościowy tekst.
Bardzo ciekawy artykuł.
Hah akurat ja mieszkam w tym ostatnim domu mieszkalnym po Herkulesie