Zabór pruski, tereny dzisiejszej Wielkopolski, lata 70. XIX wieku. Polityka Kulturkampfu zainicjowana przez Ottona von Bismarcka, zakładała zaostrzenie kierunku względem Kościoła katolickiego, a co za tym idzie także wobec Polaków mieszkających przede wszystkim we wschodniej części Prus. Oznaczało to intensywną germanizację na wszystkich szczeblach życia i w efekcie przez najbliższe 40 lat zdeterminowało świadomość polskich mieszkańców tego regionu. Nauka po niemiecku, wykupywanie polskich majątków, kolonizacja, lokowanie jednostek wojskowych w większych miastach, przesiedlenia – to tylko niektóre aspekty realizacji tej idei. Szczególnie mocno odciskała się tu działalność Komisji Kolonizacyjnej powołanej w 1886 roku, która właśnie stawiała na zakładanie typowo niemieckich wsi i sprowadzanie w to miejsce tylko osób pochodzenia niemieckiego. W ciągu kilkudziesięciu lat Gniezno zostało dosłownie otoczone takimi osadami, z których część dziś wchodzi w skład miasta jako jego osiedla.
Żywioł niemiecki
Wzrost liczby niemieckich mieszkańców naszego regionu wymagał rozwoju nie tylko infrastruktury, takiej jak szkoły ewangelickie (wówczas funkcjonowały przede wszystkim placówki wyznaniowe), ale także stawiał wymagania wobec tutejszej parafii. Każda większa miejscowość powiatu gnieźnieńskiego do końca XIX wieku doczekała się swojego kościoła ewangelickiego – m.in. Kłecko, Witkowo, Czerniejewo, Trzemeszno, Łubowo czy Kiszkowo. Pojawiały się one też w mniejszych, jak chociażby Świniary. Niektóre z nich zostały rozebrane po wojnie – np. w Witkowie, Kłecku czy Czerniejewie. Znany wszystkim mieszkańcom Grodu Lecha kościół przy ul. Chrobrego, służył ewangelikom do 1945 roku. Wówczas to został przejęty przez katolików i do 2020 roku należał do parafii garnizonowej. Jego istnienie jest akcentem w historii projektu, o którym jest niniejszy artykuł.
Budowa kościoła przy ul. Chrobrego (wówczas Lindenstrasse) rozpoczęła się w 1838 roku, a gotowa świątynia została poświęcona w 1842 roku i od początku służyła wiernym wyznania ewangelickiego. Właśnie przyrost liczby wiernych zboru protestanckiego spowodował, że już pod koniec XIX wieku trzeba było go rozbudować. To wówczas kościół zyskał charakterystyczne empory (chór), mieszczące dodatkowe miejsca dla wiernych. Wkrótce jednak okazało się, że i to rozwiązanie przestaje być wystarczające, gdyż w mszach uczestniczyli wierni nie tylko z Gniezna, ale także pobliskich wiosek należących do parafii oraz żołnierze obu jednostek wojskowych w liczbie co najmniej kilkuset osób. Nie pomogło wybudowanie dwóch kaplic – jednej w 1897 roku na terenie szpitala „Dziekanka” i drugiej w Modliszewie (dopiero w 1912 roku), dlatego właśnie postanowiono, że to dobra okazja, by przemyśleć postawienie nowej świątyni. W kolejnych latach, zgodnie z wciąż obowiązującą „kolonizacyjną” myślą, spodziewać się można było wzrostu liczby niemieckich mieszkańców regionu.
Bezprawny gest
Pierwsze pomysły najpewniej pojawiły się jeszcze w 1906 roku, ale odzwierciedlenie w dokumentach znalazły w marcu 1907 roku. Pod koniec tego miesiąca władze miejskie (zdominowane przez Niemców) podjęły decyzję o przekazaniu nieodpłatnie na rzecz parafii ewangelickiej terenu u zbiegu ul. Warszawskiej i św. Wawrzyńca – wówczas Warschauerstrasse i Lorenzstrasse. Plac, który do tej pory stanowił targ bydlęcy i na którym handlowano właśnie tymi zwierzętami w okresie jarmarcznym, znajdował się wówczas przy głównej drodze wjazdowej do miasta od strony Wrześni i Witkowa. Nie było jeszcze wiaduktu, zamiast którego funkcjonował przejazd kolejowy z rogatkami. Przekazanie tego gruntu bez żadnej rekompensaty finansowej, ostro zostało skrytykowane przez polski dziennik „Lech”. Poszło nie tyle, co o samą ideę świątyni a o tyle, że ówczesne władze miejskie postanowiły dysponować terenem, którego teoretycznie nie były właścicielem. Oczywiście protest Polaków nie zrobił wrażenia na pruskich urzędnikach i włodarzach.
– Place w miastach są płucami, któremi mieszkańcy oddychają i ze względów zdrowotnych i humanitarnych uważamy zabudowywanie placów w miastach jako czyn niewłaściwy i zupełnie nie na czasie. Mamy też wszelką nadzieję, że protestanci wspierani tak hojnie przez rząd, ujmią się honorem i darowizny pochodzącej przeważnie z majątków katolików i żydów nie przyjmą. Lecz w państwie bojaźni bożej i ładu społecznego zanikają delikatniejsze poczucia i granica między tem, co wolno, a co uwłacza przyzwoitości, zaciera się z dniem każdym. Jeżeli rzeczywiście zbór protestancki wybudowanym zostanie, to będzie to pomnikiem krzywdy i na pamiątkę niesprawiedliwości wyrządzonej katolickiej ludności miasta – pisał redaktor „Lecha” w numerze z 13 kwietnia 1907 roku. Autor tekstu przekazanie placu przez władze miejskie określał wprost jako bezprawie.
Plac u zbiegu ul. św. Wawrzyńca (u dołu) i Warszawskiej (u góry) z zaznaczonymi wstępnymi rysunkami nowego kościoła. W szkicu uwzględniono łącznik między ww. ulicami. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Tak jak wspomniano, protesty nie zaszkodziły projektowi, natomiast od razu rozpoczęły się prace przy regulacji geodezyjnej całego terenu. Ustalono odpowiednie szerokości ul. Warszawskiej oraz św. Wawrzyńca na tym odcinku, a także przedstawiano propozycje ich połączenia w rejonie dzisiaj istniejącego łącznika w ciągu ul. Kościuszki. W ten sposób powstawał plac o kształcie nieregularnego trójkąta. Co więcej, zamysły pomysłodawców były znacznie większe, gdyż na nieruchomości położonej przy ul. Dalkoskiej (gdzie obecnie znajdują się składy budowlane), planowano pobudowanie dość pokaźnego gmachu nowej parafii w formie piętrowego budynku z wysokim, czterospadowym dachem.
Wizualizacja budynku nowej parafii ewangelickiej, który miał powstać przy ul. Dalkoskiej. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Przeciwwaga – pierwsza koncepcja
Jednocześnie jednak prace przy realizacji świątyni przeciągały się. Pierwsze rysunki zaczęły powstawać wczesną wiosną 1911 i do początku 1912 roku wyłoniła się koncepcja nowego kościoła. Nie da się ukryć, że jego architektura miała przyćmić dotychczasowy, stojący przy ul. Chrobrego i stać się nawet swoistą przeciwwagą nawet dla katolickiej katedry. Planowano bowiem wzniesienie gmachu w stylu neogotyckim o elewacji z cegły klinkierowej, którego smukła sylwetka miała wystrzeliwać wręcz w niebo. Integralnym elementem bryły nowej świątyni miała być wieża ulokowana w północnej części kościoła i zbudowana na planie prostokąta. Wieńczona była jednak nietypowym hełmem, ukształtowanym w formie dwóch osobnych szczytów – całość miała mieć wysokość około 60 metrów, a więc trochę tylko mniej od bazyliki na Wzgórzu Lecha. Od frontu wieży, na wysokości około 35 metrów miał być umieszczony zegar, a na samym dole zaplanowano główne wejście do świątyni w formie trzech dużych drzwi.
Pierwsza koncepcja drugiego kościoła ewangelickiego. Po lewej widok od strony dzisiejszej ul. Kościuszki. Po prawej ujęcie od strony ul. Warszawskiej (najazd na wiadukt). Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Wnętrze świątyni stanowić miała nawa główna oraz empory – układ miał być podobny do tego, jaki był w istniejącym już kościele w centrum miasta. W najszerszym miejscu nawa miała mieć 25 metrów, a od prezbiterium do wejścia było również 25 metrów. W sumie na dolnym poziomie świątyni przewidywano miejsca siedzące dla 784, a na emporach dla 334 wiernych. Szacując jeszcze miejsca stojące, do świątyni mogłoby wejść w największe uroczystości nawet ponad 1500 wiernych. Kościół miał być budynkiem wyposażonym także w organy, a nawet w… toaletę dla osób posługujących w nabożeństwie.
Były dwa pomysły co do ulokowania świątyni, jeśli chodzi o jej orientację przestrzenną. Jedna zakładała oś północ-południe z wejściem od strony łącznika między ul. Warszawską a św. Wawrzyńca, a druga pobudowania na osi wschód-zachód i wejściem od strony ul. Warszawskiej. Pozostały teren placu miał zostać zagospodarowany na skwer.
Projekty i przekroje wnętrza drugiego kościoła ewangelickiego wg. pierwszej koncepcji. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Już podczas tworzenia pierwszej koncepcji pojawił się pewien urbanistyczny problem, ponieważ w międzyczasie narodził się pomysł budowy wiaduktu nad torami kolejowymi. To nieco zaburzało układ przestrzenny i oznaczało także konieczność ustalenia miejsca, gdzie ul. Warszawska zacznie się wspinać na najazd nowej przeprawy. Sama jezdnia, idąca do tej pory w linii prostej, została nieco odchylona w kierunku wschodnim. Oznaczało to konieczność m.in. wyburzenia dużej kamienicy, która stała na rogu ul. Warszawskiej i Dworcowej, a pobudowanej zaledwie kilka lat wcześniej.
Koncepcja ulokowania drugiego kościoła ewangelickiego w momencie rozpoczęcia prac planistycznych nad budową wiaduktu nad torami. Po prawej stronie widać czerwoną linię, oznaczającą przewidywany mur oporowy najazdu na przeprawę. Kościół lokowany jest w orientacji północ-południe z wejściem głównym od strony obecnej ul. Kościuszki. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Druga koncepcja ulokowania drugiego kościoła ewangelickiego w momencie rozpoczęcia prac planistycznych nad budową wiaduktu nad torami. Świątynia ulokowana została w orientacji wschód-zachód z głównym wejściem skierowanym w stronę projektowanego łącznika między obecną ul. Warszawską a ul. Mieszka I. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Wizualizacja pierwszej koncepcji kościoła ewangelickiego – ujęcie z perspektywą ul. Warszawskiej. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Druga koncepcja – skromniej i estetyczniej
Jak realizacja wiaduktu wpłynęła na pomysł postawienia nowego kościoła ewangelickiego? Trudno ustalić. Wiadomo jednak, że plany chyba się zmieniły i już w listopadzie 1913 roku dla placu u zbiegu ul. Warszawskiej i św. Wawrzyńca pojawiła się kolejna koncepcja. Zakładała ona budowę kościoła w stylu neoklasycystycznym, orientowanego na osi północ-południe o długości około 50 metrów i szerokości niespełna 26 metrów. Sama nawa główna zaplanowano na planie nieregularnego kwadratu z dwiema bocznymi nawami mieszczącymi empory, układającymi się w kształt nieregularnego koła otaczającego punkt środkowy świątyni. Mówiąc prościej – wnętrze było podobnie zaplanowane, do istniejącej już świątyni w centrum miasta, ale wspomniane empory były zaprojektowane w dość łagodnej, kolistej formie, niejako otaczającej nawę.
Druga koncepcja budowy kolejnego kościoła ewangelickiego. Źródło: Archiwum Państwowe w Poznaniu.
Główne wejście do kościoła zaplanowano od strony planowanego łącznika pomiędzy ul. św. Wawrzyńca i ul. Warszawską, a boczne także od strony tych ulic. Charakterystycznym elementem byłaby także wysoka na około 45 metrów wieża wieńczona hełmem, wznosząca się od strony północnej. Tynkowaną elewację świątyni ozdabiać miały kolumny i pilastry, a także różne ornamenty. Być może nowy projekt podyktowany był kwestiami oszczędnościowymi, aczkolwiek proponowany drugi wariant kościoła mógł pomieścić zapewne podobną ilość wiernych, co poprzednie rozwiązanie.
Wiatr historii, wiatr zmian
Ostatecznie jednak na przeszkodzie w realizacji przedsięwzięcia stanął wybuch I wojny światowej. Działania przy planowaniu inwestycji trwały jeszcze w przededniu zaiskrzenia całego konfliktu, który w sporej części odmienił oblicze także Gniezna i jego okolic. Zwłaszcza powstanie z przełomu 1918 i 1919 roku i odzyskanie niepodległości przez Wielkopolskę sprawiły, że nastąpił prawdziwy exodus ludności niemieckiej, opuszczającej swoje osady, które zaledwie kilka, kilkanaście lat wcześniej zasiedlali. O ile jeszcze w 1908 roku liczba wiernych parafii ewangelickiej z Gniezna wynosiła 7703 wiernych, o tyle już w 1925 roku było ich zaledwie 600. W takiej sytuacji drugi kościół dla tej społeczności był po prostu zbędny i temat, jak to się przyjęło mówić także wobec wielkich i niezrealizowanych projektów, umarł śmiercią naturalną.
Czy gdyby pierwsza koncepcja drugiego kościoła ewangelickiego doczekała się realizacji, to taki widok dzisiaj towarzyszyłby nam przy zjeździe z wiaduktu? Opracowanie własne.
Plac po targu bydlęcym pozostawał pusty do lat 20. W tym czasie polskie władze miejskie w końcu wykonały łącznik, prowadzący ze „ślepej” już ul. św. Wawrzyńca (zamkniętej po wybudowaniu wiaduktu) do ul. Warszawskiej, umożliwiając w ten sposób przedostanie się na przeprawę. Wkrótce też przy tak przedzielonym placu powstał gmach kina „Luna”, w okresie PRL-u przebudowanego i przekształconego w „Lecha”. Reszta terenu stanowiła skwer, który od kilku lat stanowi parking.
Kto wie, czy może gdyby nie I i potem II wojna światowa, nad Gnieznem dziś górowałyby trzy świątynie posiadające po dwa hełmy – katedra, synagoga oraz drugi kościół ewangelicki? Być może jednak Gród Lecha w końcu zostałby zduszony przez kolonizację i o Polakach mówiono by w Gnesen jako o bycie minionym, a we wszystkich świątyniach w mieście odprawiano by msze w języku niemieckim? W ten sposób, zapisane pogrubioną czcionką słowa autora artykułu z dziennika „Lech” z 1907 roku, stały się faktem – w Gnieźnie nie powstał pomnik krzywdy i niesprawiedliwości. Nam, współczesnym, na to wszystko przychodzi po latach patrzeć z wiekowym dystansem, ale trzeba te słowa dawnych gnieźnian przyjmować z pełnym zrozumieniem.
Przy opracowaniu powyższego artykułu korzystano z zasobów Archiwum Państwowego w Poznaniu, a także zbioru z gnieźnieńskiego oddziału. Ponadto wykorzystano informacje z książki „Od Skoków do Laskowa. Z dziejów parafii ewangelicko-unijnych gnieźnieńskiego okręgu kościelnego” autorstwa Marka Szczepaniaka.