W minioną sobotę, w ramach festiwalu „Fyrtel”, odbyło się kolejne spotkanie z publikacją na temat lokalnej historii. Tym razem była rzecz o os. Grunwaldzkim i jego początkach, zebranych przez Mariana Kowalskiego.
Pan Marian miał 7 lat, kiedy trafił na os. Grunwaldzkie, gdzie jego rodzina dostała przydział do kwaterunku. Była to druga połowa lat 40., a jeszcze kilka lat wcześniej budynki te służyły jako koszary niemieckiemu wojsku. Teraz stawały się one osiedlem mieszkaniowym, w jakiejś mierze na pewno służącym jako tymczasowe rozwiązanie w dobie problemów lokalowych, jakie wystąpiły po wojnie.
75 lat po tym, pan Marian usiadł i spisał swoje wspomnienia, zbierając je w formie niewielkiej publikacji, wydanej własnym sumptem w jednym egzemplarzu. Ta zaś ponad dwa lata temu trafiła do Biblioteki Publicznej Miasta Gniezna i… było o niej stosunkowo cicho. Do teraz, bowiem w ramach Festiwalu „Fyrtel”, organizowanego przez wspomnianą książnicę, ale także przy zaangażowaniu siostrzenicy autora Małgorzaty Kurkowskiej oraz córki Alicji Kowalskiej-Wereśniak, ten dorobek został rozpowszechniony – dzięki wydrukowaniu książki w większej ilości oraz spotkaniu promocyjnemu, które odbyło się w Starym Ratuszu.
W sobotę w gmachu dawnego Magistratu pojawiło się wielu mieszkańców os. Grunwaldzkiego – obecnych, ale i byłych. Pojawiła się również rodzina autora, który osobiście nie mógł przybyć na spotkanie – obecnie mieszka kilkaset kilometrów od rodzinnego Gniezna. Ale nie oznacza to, że nie było ciekawie, bowiem jego córka doskonale odnalazła się w opowieściach ojca o tym, jak wyglądało życie w pierwszych latach funkcjonowania osiedla oraz temu, że niejako pobierał on wiedzę z dwóch szkół – tej noszącej numer 8, ale i tej, którą jest życie na osiedlu. Było więc o zabawach, ulicznych wojenkach, surowych nauczycielach, ale i różnych innych przygodach, które zostały zawarte w publikacji. Całości dopełniały wypowiedzi mieszkańców, którzy – zwłaszcza starsi – żywo reagowali na niektóre opowieści, przypominając swoje młode lata, ale też rozpoznawali się na zdjęciach prezentowanych na ekranie.
Po spotkaniu chciałoby się powiedzieć – to nie koniec. Jak się okazuje, wielu przybyłych zaczęło opowiadać o kolejnych wątkach z życia osiedla oraz historiach, które siedzą tylko w ich pamięci, ale warte są spisania – bo kiedyś osiedle to, bardziej znane jako „Tajwan„, a więc ta „zbuntowana” wyspa pośrodku niczego, dzisiaj znajduje się w centralnej części południowego obszaru miasta. Trzeba będzie więc te dzieje jeszcze zebrać i opowiedzieć. Czy publikacja Mariana Kowalskiego rzuciła jakąś iskrę do tego? Oby tak było.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.