Zapewne ani wcześniej, ani później w historii Gniezna nie było takiego wydarzenia, które swoją formą zainteresowało tylu mieszkańców, co wizyta Feliksa Nazarewicza – znanego w kraju jako „człowiek-mucha”.
Jego imię nosi jedna z ulic w centrum miasta, a także rodzinne ogródki działkowe. Wydaje się jednak, że to wciąż zbyt mało, by tylko w takiej formie upamiętniać postać, która całe swoje życie poświęciła bezinteresownie tylko jednej sprawie.
Chyba żadna zbrodnia, jaka miała miejsce w Gnieźnie w okresie międzywojennym, nie wstrząsnęła mieszkańcami tak, jak sprawa małej Moniki – zamordowanej z zimną krwią przez, jak się później okazało, miejscowego zboczeńca.
Mimo iż od tej historii minęło wiele lat, a wśród współczesnych nikt o niej nie pamięta, to opis tragedii, jaka rozegrała się na przedmieściach Gniezna, nawet i dziś może przerażać – nieznany sprawca zamordował w sumie trzy osoby.
Na tego typu inicjatywę, która była czymś wszechobecnym w większych miastach Rzeczypospolitej, przyszło czekać do drugiej połowy lat 30. „Dzieciniec” – bo tak przyjęło się określać teren położony przy ul. 3 Maja, choć jest miejscem od lat wszechobecnym w świadomości mieszkańców Grodu Lecha, także ma swoją historię.
Zgromadzeni na cmentarzu śledczy stali nieco na uboczu. Kilka metrów od nich grabarz wraz z pomocnikiem rozkopywał grób. Niedaleko leżał drewniany krzyż, zdjęty z kopca i odłożony na bok, a w pobliżu walały się zaschnięte kwiaty.
W środę kontynuowany był proces w sprawie śmiertelnego wypadku, do którego doszło w lipcu 2020 roku na szosie pod Dziekanowicami – zginęły w nim dwie młode osoby.
Gdyby te plany doszły do skutku, na obu krańcach ul. Warszawskiej wznosiłyby się dzisiaj dwie świątynie. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie ta druga, której nigdy nie wybudowano, stałaby się solą w oku ówczesnych mieszkańców, choć na pewno stanowiłaby ciekawe rozwiązanie architektoniczne w tej części miasta.
Gdyby te plany doszły do skutku, na obu krańcach ul. Warszawskiej wznosiłyby się dzisiaj dwie świątynie. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie ta druga, której nigdy nie wybudowano, stałaby się solą w oku ówczesnych mieszkańców, choć na pewno stanowiłaby ciekawe rozwiązanie...