Za granicą, w dużym mieście, na rynku, na zabawie, w dyskotece albo w domu – dziś pomysłów na obchodzenie Sylwestra jest wiele i zapewne jeszcze nie wszystkie zostały tu wymienione. Dawniej tymczasem, mieszkańcy Gniezna większego wyboru nie mieli. To znaczy – mieli, ale albo witali nowy rok w domu albo na zabawie.
Wyjścia na wspólną sylwestrową zabawę, na początku lat 20. należały do rzadkości. W kraju panowała trudna sytuacja gospodarcza i każdy kilka razy dobrze liczył swoje pieniądze, zanim wydał je na coś konkretnego, a co dopiero na zabawę. Nielicznymi organizatorami takich spotkań w tym okresie, byli właściciele lokali znajdujących się w Gnieźnie, ale także poza nim. O swojej ofercie wyjątkowego przywitania nowego roku, informowano zazwyczaj za pomocą prasy lub plakatów, ale w o połowę mniejszym mieście, jakim Gniezno było niemalże sto lat temu, większość tego typu informacji rozchodziła się ustnie.
Okres „prosperity sylwestrowej” dla lokali przypadł dopiero na lata 30. Wtedy to, po lekkiej poprawie sytuacji finansowej większej części społeczeństwa, nie tylko ostatni dzień w roku, ale ogólnie zabawy w gnieźnieńskich restauracjach i kawiarniach, dorównywały poziomowi dużych polskich miast.
W 1932 roku, sylwester w Hotelu Francuskim (zwanym także potocznie „Francuzem”) przy ul. Chrobrego, nawiązywał do hiszpańskiej Alhambry. Salę udekorowano w palmy i krajobrazy pustynne, a atmosfery dopełniały barwione lampy i ustawione w różnych miejscach reflektory. Wieczór urozmaiciła tancerka i kabareciarz, którego humor obracał się wokół tego, że świat staje powoli „na głowie”. Czas pomiędzy różnymi punktami programu wypełniała muzyka grana przez orkiestrę – była typowo żwawa, a grano najpopularniejsze w tych latach rytmy. W ostatnich minutach 1932 roku, muzycy zaintonowali „Marsz Żałobny” Chopina, a do wygaszonej ze świateł sali wwieziono dużą butlę szampana. Kiedy na cyferblacie umieszczonym nad salą wybiła północ, wzniesiono uroczysty toast, a z butli wyskoczyła tancerka w orientalnym kostiumie. Trzeba tu też przyznać, że w latach 30. właściciele Hotelu Francuskiego bardzo się przykładali do organizacji sylwestrów sprawiając, że zyskały one pewną renomę, a bilety wstępu rozchodziły się błyskawicznie.
W tym samym czasie, w równie pięknie udekorowanej sali „Europejskiej”, bawiło się całe grono chóru męskiego „Dzwon”, a wszystkim uczestnikom przygrywała orkiestra wojskowa. Pozostali żołnierze, którzy rzecz jasna nie otrzymali przepustek na ten czas, bawili się w kasynie oficerskim w siedzibie 69 pułku piechoty przy ul. Sobieskiego, i to przy współudziale gości przybyłych z miasta. Mimo iż sylwestrowy wieczór 1932 roku nie należał do pogodnych (było raczej deszczowo), spora rzesza mieszkańców wybrała się także do leżących poza miastem Dalek, do tamtejszej restauracji.
Ciekawy pomysł zaproponowało Kino Polonia przy ul. Chrobrego, które w 1932 ogłosiło wieczór sylwestrowy połączony z wyborem… „Miss Gniezna”: Do konkursu mają prawo stawać wszystkie Szanowne Panie obecne tego wieczora w „Polonji”. Kandydatki muszą złożyć swoje fotografie w kasie kina do godz. 10 wieczorem – pisali w ogłoszeniu organizatorzy imprezy, w trakcie której odbyła się także projekcja filmu. Tymczasem w kinie Luna przy ul. Warszawskiej, na wieczorze sylwestrowym 1932 roku gościli Pat i Patachon, czyli Carl Schenström i Harald Madsen – duńscy aktorzy i ówcześne gwiazdy dużego ekranu, znane wszystkim, głównie młodym widzom. Na gnieźnieńskim dworcu powitała ich delegacja kina, a całemu wydarzeniu towarzyszyły setki gnieźnian. Goście, zwiedzając z otwartego samochodu miasto, wykupili w sklepach wszystkie zabawki jojo, które rozdawali później na wieczorze sylwestrowym. W trzecim kinie gnieźnieńskim – „Apollo” (dziś Teatr im. Aleksandra Fredry) odbył się pokaz filmu „Pieśń nocy” z Janem Kiepurą w roli głównej.
Reszta gnieźnian spędziła ten czas przebywając w swoich domach, z rodzinami i znajomymi. Nie byli oni jednak pozostawieni bez oferty innych lokali, które choć wieczorem były zamknięte, to za dnia oferowały jeszcze różne produkty. Kawiarnia „Italia” zapraszała na świeże pączki i grzane wino, a „Tunel Europejski” (ul. Łubieńskiego) oferował świeże kiszki z kotła, białą kiełbasę, nogi, flaki, i wszelkie inne potrawy z wyszynkiem wszelkich trunków alkoholowych. Kiedy domowe zegary wybijały godzinę dwunastą, niektórzy wiwatowali na ulicach, wystrzeliwując rakiety i sztuczne ognie. Ci zaś, którzy oszczędzali na zabawie, czekali zapewne na karnawał, który praktycznie zaczynał się zaraz po 6 stycznia, a więc święcie Trzech Króli. Wtedy to dopiero rozpoczynała się prawdziwa zabawa w mieście…