Na wystawie muzealnej w Gnieźnie prezentowana jest korona, którą warto zobaczyć chociażby ze względu na jej unikatowe wykonanie, ale i ciekawą historię. Wiedzieć trzeba, że polskie regalia koronacyjne po ostatnim rozbiorze Polski zostały zrabowane przez Prusaków, którzy włamali się do skarbca królewskiego w Krakowie. Parę lat później je zniszczyli. Ich losy na przestrzeni dziejów są bardzo burzliwe.
Korona, którą koronowany był Bolesław Chrobry i Mieszko II została odesłana do cesarza niemieckiego przez mieszkowego brata i konkurenta – Bezpryma, który na jakiś czas przejął władzę w państwie Polan. Mieszkowa żona Rycheza, cały czas jednak tytułowała się królową.
Jak wyglądała ta korona możemy mieć wyobrażenie oglądając grafikę z „Kodeksu Matyldy” (była żoną arystokraty niemieckiego, który żył w dobrej komitywie z naszym Mieszkiem, obaj nie pałali miłością do cesarza niemieckiego). Matylda podarowała Mieszkowi ów kodeks, stanowiący modlitewnik, gdzie widzimy właśnie polskiego króla w koronie i pokazane są nawet jego rysy twarzy. Kiedy w latach 30. XVII wieku w Niemczech otwierano grobowiec żony Mieszka II, znaleziono wewnątrz koronę – słuch o przedmiocie potem zaginął.
Najpewniej Bolesław Śmiały, koronując się w 1076 r. w Gnieźnie, sporządził nową koronę, którą następnie na władców mianowano Przemysła II i Wacława II Przemyślida. Te królewskie nakrycia głowy również giną w mroku dziejów.
W styczniu 1320 roku Władysław Łokietek i jego żona Jadwiga koronują się po raz pierwszy w Krakowie. Dla Łokietka i jego małżonki trzeba było sporządzić nowe insygnia władzy – i to one, nie wchodząc w szczegóły, przetrwały one do czasu, kiedy je Prusacy je wykradli, a potem przetopili.
W tych dziejach polskich regaliów są też wątki poboczne, związane z Gnieznem i spoczywającą w naszym mieście bł. Jolentą, królewną węgierską, córką króla Węgier Beli IV. Została ona wydana za księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego. Jolenta była mamą Jadwigi, żony Łokietka. Nasza gnieźnieńsko-węgiersko-wielkopolska księżna po śmierci męża (1279 r.) razem ze swoją siostrą Kingą (Kunegundą) wstąpiły do drugiego zakonu św. Franciszka z Asyżu (klarysek).
Tu jednak krótka dygresja – król Węgier Bela IV zorganizował zjazd swoich córek i wnuków. To wtedy miał dać im korony, diademy, które miały świadczyć o ich królewskim, węgierskim pochodzeniu. Dostały je też Kinga i Jolenta – małżonki książąt z Polski (wówczas będącej w rozbiciu dzielnicowym). Jolenta po wstąpieniu do zakonu klarysek najprawdopodobniej część z tego, co posiadała, przekazała swojej córce Jadwidze – żonie Łokietka. Jadwiga najpewniej pozostawiła to swojemu synowi, czyli Kazimierzowi Wielkiemu. Ten ostatni zaś, kiedy podupadł na zdrowiu, ufundował dla katedry w Płocku relikwiarz św. Zygmunta – popiersie z relikwią (owe popiersie ma ponoć rysy twarzy ostatniego króla z rodu Piastów), które zostało przyozdobione właśnie koroną, diademem bł. Jolenty. Czyli Kazimierz Wielki dołączył do relikwiarza koronę po swojej babci.
To właśnie ów relikwiarz można oglądać obecnie (jeszcze przez kilka dni) na wystawie w Muzeum Archidiecezjalnym w Gnieźnie. Na co dzień znajduje się on bowiem w Płocku.
Jest też ona opisana jako korona Piastów, ponieważ niektórzy przypuszczają, że mogła to być korona Konrada Mazowieckiego (tego, który nie mogąc poradzić sobie z plemionami pruskimi, sprowadził Krzyżaków).
Historyk sztuki profesor Jerzy Pysiak nie widzi żadnych przeszkód, żeby ową jedyną koronę nazywać koroną bł. Jolenty. Ta omówiona wyżej historia wydaje się wysoce prawdopodobna. W Krakowie znajdują się dwa diademy, korony rozciągnięte i skrzyżowane, które miały należeć do siostry i szwagra naszej Jolenty – św. Kingi i Bolesława Wstydliwego.
Historia jakby zatoczyła koło. Nie zostało nam nic z regaliów koronacyjnych naszych męskich władców. Mamy za to koronę (nie insygnium władzy) księżnej bł. Jolenty, która w Gnieźnie przebywała najpierw jako żona Bolesława Pobożnego, później jako zakonnica klaryska. Za dwa lata będzie dwusetna rocznica jej beatyfikacji. W 1827 roku Prusacy zabronili uroczystego przeżywania tego wydarzenia, 10 lat później zdelegalizowali zakon franciszkanów oraz klarysek. Franciszkanie wrócili do Gniezna w 1928 roku, klaryski nie miały do czego wracać, ponieważ klasztor zburzono i wybudowano w tym miejscu gmach gnieźnieńskiego sądu.
W jakimś sensie, tak jak Bolesław Chrobry zawdzięcza swoją koronację zasługom św. Wojciecha, tak Przemysł II był wdzięczny właśnie bł. Jolencie, która po śmierci jego ojca Przemysła I i matki opiekowała się razem ze swoim mężem dziećmi szwagra. Być może kiedy Przemysł II koronował się na Wzgórzu Lecha w 1295 roku, Jolenta na pobliskim Wzgórzu Panieńskim zanosiła jako klaryska modlitwy przed boski majestat.
Póki co cieszmy się, że możemy w Gnieźnie oglądać jeszcze parę dni tę koronę, która – gdyby istniały zakusy restytucji monarchii w Polsce – z historycznego punktu widzenia mogłaby zostać do tego w symboliczny sposób wykorzystana.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.