Przed laty, kiedy nadciągała burza, wiadomo było iż za chwilę nie będzie prądu oraz… wody. Także i przed wiekami nawałnice targały Gnieznem, choć dziś o tych zdarzeniach już nikt nie pamięta.
Istniała zaledwie kilkanaście lat i dziś nie ma po niej już śladu. Jedyne, co pozostało, to potoczna nazwa dla akwenu – jest dziś tak często stosowana, a większość nawet nie wie skąd się wzięła.
Po tytułowym zakładzie nie pozostał w zasadzie żaden ślad, a kiedyś był to fabryka, w której zatrudnionych było wielu gnieźnian. Dziś jest wspomnieniem, które pozostało jedynie na starych fotografiach.
Przez lata górował nad Jeziorem Jelonek, a do dziś pozostał po nim jedynie ślad na starych zdjęciach Gniezna. Czyżby tylko tyle? Dziś przybliżymy historię młyna parowego, po którym do dziś zachowała się ciekawa pamiątka.
W spokojne, kwietniowe popołudnie, kiedy wszyscy powoli przygotowywali się do nadchodzących niedługo świąt wielkanocnych, do gnieźnian dotarła straszna wiadomość. Wszyscy rozmawiali ze sobą półszeptem: – Rozjechał wszystkich! Rozjechał ludzi na środku ulicy!
– Przestało bić wielkie płomienne serce towarzysza Stalina. Pozostawił po sobie potężną i nieśmiertelną spuściznę – mówił 64 lata temu towarzysz Bolesław Bierut. Żałobny nastrój objął też Gniezno. Przynajmniej oficjalnie.
Robinsonada – tak można mówić o kilkudniowej przygodzie zapomnianego syna ziemi gnieźnieńskiej, którego nazwisko przez kilka dni 1936 roku było na ustach wielu Polaków.