To miejsce zna chyba każdy gnieźnianin. Najstarsza w Gnieźnie budka z zapiekankami nie ma szyldu, ale ma markę. Taką, która sprawia, że jest rozpoznawalna wśród mieszkańców, a od niedawna także przyjezdnych.
Poniedziałek, godzina 10 rano, ulica Mieszka I. Jak to się dzieje, że już o tej porze, kiedy podnosi się roleta, stoi kolejka kilku osób? To smak – dla jednych powrót do młodości, dla innych codzienność, gdyż odwiedzają to miejsce regularnie. Są to przede wszystkim osoby młode, ale i w średnim wieku. Jedni przychodzą z sentymentu, a inni – bo po prostu im smakuje.
Pierwszy sygnał, że budka przy ul. Mieszka I wpadła w oko komuś spoza Gniezna, pojawił się w sierpniu 2023 roku. To wówczas w sieci pojawił się filmik z wizyty jednego z vlogerów, oceniającego pozytywnie kulinarne wyroby. Krótki materiał szybko zyskał milion wyświetleń. Potem w listopadzie, na koncie dziadkowie_biznesu pojawił się kolejny. To tam internauci zaczęli w komentarzach wywoływać do głosu innego vlogera Książula, który ocenia punkty gastronomiczne w kraju. Jego niedawna wizyta w Gnieźnie sprawiła, że budka zyskała najlepszą, darmową reklamę. Ale nie musiała, bo punkt działa pomyślnie od 38 lat.
Wszystko zaczęło się w 1986 roku. – To był pomysł mojego męża. Ja nie byłam tak w pełni przekonana, bo wiadomo, gastronomia to ciężka praca, tłuszcz itd. Mój mąż pracował wtedy w Poznaniu i tam była taka budka z hotdogami przy Rondzie Kaponiera. Ciągle stały do niej kolejki i któregoś razu mąż powiedział do mnie: „słuchaj, a może otworzylibyśmy takie coś?” – opowiada pani Anna, właścicielka punktu.
Zdecydowali się spróbować: – Wtedy do prowadzenia takiego interesu trzeba było mieć uprawnienia. Zrobiłam pomaturalnie hotelarstwo i zaczęliśmy budować. Były problemy z miejscem, bo jak się coś znalazło, to ktoś to podebrał i tak kilka punktów odpadło. Tutaj teren wydzierżawiliśmy od kolei i zaczęliśmy się budować – wspomina. Charakterystyczny, mały domek ze spadzistym dachem przy ul. Mieszka I stoi do dzisiaj w niezmienionej formie.
Nie ma co jednak ukrywać – PRL to nie były łatwe czasy dla „prywaciarzy”. Realia gospodarki centralnie sterowanej, panujący kryzys, braki na rynku, ale wszyscy musieli radzić sobie na wszelkie sposoby. Inaczej czasem się nie dało, a każdy szukał sposobu na lepsze życie. – Wtedy było bardzo trudno. Po parówki jeździło się do Poznania, ser brałam z Wrześni, po grzyby udawałam się do pieczarkarza wieczorami, kupując je skrzynkami, żeby były na rano. Po bułki jeździło się do Gramzego – przypomina. A dzisiaj? Towaru nie brakuje, można przebierać w dostawach, ale zasada, którą wyznaje pani Anna, jest ta sama – wszystko jest świeże. Także bułki, które pochodzą z tego samego źródła.
Jak przyznaje właścicielka, interes od razu nie „chwycił”, ale z czasem gnieźnianie zaczęli się przekonywać. Przez te 38 lat praktycznie nie zmieniło się nawet menu: – Wszystko jest robione tak samo, nawet tak samo przygotowujemy ziemniaki na frytki. Była swojego czasu moda na takie różne mrożonki, a my jej nie ulegliśmy i tak samo robiliśmy. Zainteresowanie wtedy spadło, a potem wszyscy z powrotem wrócili – opowiada.
Takich budek na terenie Gniezna było kiedyś więcej. Inną, równie popularną, była ta koło Szkoły Muzycznej – przy tej samej ulicy, ale kilkaset metrów bliżej deptaku. Zniknęła już dawno temu – w czasach, kiedy na rynek coraz śmielej wchodziły wszelkiego rodzaju punkty z kebabami. A firma pani Anny oparła się tej modzie i dalej wyrabia te same produkty. Od 38 lat! I, jak zaznacza właścicielka, to nie jest fast food: – Tu jest wszystko tak, jak się w domu przygotowuje – domowe jedzenie. Tak samo pieczarki są robione, surówka, sosy itp. Rozgłos i popularność, jaką zyskała ostatnio „budka z Mieszka”, zaskoczyła właścicielkę, ale nie ukrywa, że ją ten fakt cieszy.
Każdego dnia roboczego punkt otwiera się o godzinie 10, ale praca rusza znacznie wcześniej, zazwyczaj po godzinie 7. Trzeba obrać ziemniaki, przygotować surówkę, rozgrzać urządzenia – tak, by po otwarciu okienka być już gotowym do obsługi głodnych klientów. Większość z nich to miejscowi – najczęściej ze śródmieścia, a w godzinach szkolnych – dzieci i młodzież. Przyjeżdżają także gnieźnianie z innych osiedli, omijając pozostałe punkty gastronomiczne. Bo im tu po prostu smakuje. Można już też powiedzieć, że budka stała się ponadpokoleniowa. Pani Anna przyznaje: – Ludzie, którzy wyprowadzili się z Gniezna, jak przyjeżdżają do rodziny, to przyprowadzają swoje dzieci, by im pokazać te zapiekanki, frytki i hot dogi. Mówią, że to ciągle ten sam smak – smak dzieciństwa.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.
Sympatycznie
Ludzie, po waszym artykule kolejki za tą zapiekanką przypominają nam kolejki jak za każdym towarem za komunę!!!
za PRL to było smaczne. Bułki od Gramsego robiły swoje. Teraz już chyba od niego nie biorą…. Za drogie, a szkoda. Próbowałem niedawno, to juz nie było to. Dobre, w miarę tanie…
Polecam całym sercem, Pyszności !!!
Wróciłam po 15latach i naprawdę jedzenie ten smak taki sam. W tamtym roku dwa razy przyjechałam z okolic Wrześni,wczoraj też byłam i każdemu polecam pychota a zapiekanka z pieczarkami i surówką mega pyszna jak całe menu.
Kiedyś pan,który stał w kolejce powiedział, że przyjechał z Holandii do rodziny i przy okazji kupić zapiekanki. I bylam w szoku ,az z Holandii wow.Naprawdę warto przyjechać taki kawał drogi.
Brawa dla właścicieli.Pozdrawiam serdecznie
Musze się tam wybrać, dawno nie byłem, chyba z 10 lat.