Chyba żadna zbrodnia, jaka miała miejsce w Gnieźnie w okresie międzywojennym, nie wstrząsnęła mieszkańcami tak, jak sprawa małej Moniki – zamordowanej z zimną krwią przez, jak się później okazało, miejscowego zboczeńca.
Ciepła woda dla domowników, kopalnia bitcoinów, a do tego znikomy rachunek za prąd i gaz dzięki fotowoltaice – gnieźnianin pokazał reszcie kraju, że z pomysłowością można wziąć się za oszczędzanie. Choć trzeba wiedzieć jak.
Mimo iż od tej historii minęło wiele lat, a wśród współczesnych nikt o niej nie pamięta, to opis tragedii, jaka rozegrała się na przedmieściach Gniezna, nawet i dziś może przerażać – nieznany sprawca zamordował w sumie trzy osoby.
Na mapie Gniezna są miejsca, gdzie wciąż znajdują się nieodkryte historie. Są to niespisane do teraz wydarzenia, życiorysy, opowieści, które można liczyć w tysiącach. Wszystko zależy od tego, kto i czego szuka oraz jakich informacji mu brakuje.
Na tego typu inicjatywę, która była czymś wszechobecnym w większych miastach Rzeczypospolitej, przyszło czekać do drugiej połowy lat 30. „Dzieciniec” – bo tak przyjęło się określać teren położony przy ul. 3 Maja, choć jest miejscem od lat wszechobecnym w świadomości mieszkańców Grodu Lecha, także ma swoją historię.
Opublikowany został film dokumentalny, poświęcony spaleniu katedry gnieźnieńskiej 23 stycznia 1945 roku. Materiał w wyjątkowy sposób opowiada o zdarzeniach z końca wojny.
Zgromadzeni na cmentarzu śledczy stali nieco na uboczu. Kilka metrów od nich grabarz wraz z pomocnikiem rozkopywał grób. Niedaleko leżał drewniany krzyż, zdjęty z kopca i odłożony na bok, a w pobliżu walały się zaschnięte kwiaty.
W środę kontynuowany był proces w sprawie śmiertelnego wypadku, do którego doszło w lipcu 2020 roku na szosie pod Dziekanowicami – zginęły w nim dwie młode osoby.