Przed Sądem Rejonowym w Gnieźnie rozpoczął się proces w sprawie znęcania się nad 5-letnią Oliwią. Ojczym dziewczynki miał się nad nią pastwić psychicznie i fizycznie. Jak mówił: „Nigdy w życiu nie kazałem dziecku jeść papieru. Papierem wytarłem jej buzię, jak po pobiciu leciała jej krew z nosa”. W ławie oskarżonych zasiadł zarówno on, jak i matka.
Sprawa miała swój początek w styczniu 2025 roku, kiedy to służby zostały wezwane do jednej z kamienic przy ul. Lecha. Telefon wykonał ojciec dziecka, który przekazał policjantom, że pobił dziecko. Efektem było zatrzymanie Roberta S., który wkrótce też została aresztowany na trzy miesiące. Matka, Karolina P., chwilowo pozostała z małymi dziećmi, które także wkrótce odebrano.
Na samym początku rozprawy prokurator Bartłomiej Bernatowicz odczytał listę zarzutów wobec obu ww. osób. Oskarżony został doprowadzony z aresztu przez policjantów, a jego partnerka zeznawała z wolnej stopy.
Robert S. został oskarżony o znęcanie się psychiczne i fizyczne nad dzieckiem, polegające m.in. na biciu ręką po głowie, twarzy i całym ciele, także kopiąc (dziewczynka, krwawiąc, przewracała się na podłogę). Zdaniem prokuratury, do bicia miał też wykorzystywać rzemyk lub drewniany trzonek. Za jej rzekome nieposłuszeństwo miał ją dodatkowo oblewać zimną wodą (w tym w otwory nosowe), a także rzucał w nią puszkami po piwie oraz wpychał papier do buzi. Do tego, jako karę stosował wielogodzinne, nieruchome stanie pod ścianą oraz spanie bez okrycia. Wszystko to miało się rozgrywać co najmniej od 17 do 21 stycznia br.
Karolina P. w tym czasie nie przebywała w domu, tylko w szpitalu z innym dzieckiem, ale według ustaleń prokuratury, miała świadomość stosowania w poprzednich miesiącach kar fizycznych i psychicznych wobec 5-latki, dlatego również usłyszała zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się nad dzieckiem. Ponadto nie reagowała na sygnały, jakie docierały do niej do szpitala, a kiedy powróciła do domu w styczniu, nie zawiadomiła od razu służb o całej sytuacji.
Na samym początku Robert S. od razu przyznał się do jednorazowego pobicia dziewczynki, ale nie do długotrwałego znęcania się nad nią. – Nie wiem co mnie podkusiło. Zostałem sam z trójką dzieci, z noworodkiem, bo jedna z bliźniaczek miała operację w Poznaniu i partnerka była z nią w szpitalu – mówił. Jak dodał, 5-latka miała moczyć łóżko, nie chciała jeść, wypluwała to co dostała, brudziła się. – Cały czas przebieranie, mycie, przebieranie, mycie. Do tego opieka nad małymi dziećmi. Nie mam pojęcia, co się ze mną stało. Jak dodał, któregoś razu dziewczynka stała w kącie w przedszkolu i stąd wpadł na pomysł, że w domu za karę będzie stała pod ścianą.
– Zrywała firany, nabierała do buzi jedzenia i wypluwała, pisała po meblach, po sobie. Doszło może trzy cztery razy do takiej sytuacji – mówił, podsumowując, ile razy miał dać klapsa dziewczynce. Jak stwierdził, kiedy raz pobrudziła się jedzeniem, to zaprowadził ją umyć pod prysznicem. – Woda była niestety zimna, bo mamy bojler i był wyłączony. Weszła do wanny i zacząłem od głowy spłukiwać, potem się rozebrała i poszła do pokoju ubrać w czyste rzeczy. Później matka stwierdzi, że bojler zawsze był włączony, a ciepła woda była do czasu aż się po prostu skończyła. Co więcej, Robert S. stwierdził, że Oliwia bała się wody, czemu matka również zaprzeczyła.
– Nigdy w życiu nie kazałem dziecku jeść papieru. Papierem wytarłem jej buzię jak po pobiciu leciała jej krew z nosa – odpowiedział Robert S., kiedy zapytano go o zeznania dziewczynki dotyczące wpychania papieru do buzi. Szczegółowe pytania o jego zachowanie kierowały wszystkie strony – sędzia Katarzyna Czyżowicz-Szymańska, obrońcy radca prawny Jakub Müller-Judenau i adw. Małgorzata Mazur-Stepaniak. Z drugiej strony, jako oskarżyciel, był wspomniany prok. Bartłomiej Bernatowicz oraz adw. Magdalena Światowy-Łuczak.
Robert S. jest z Leszna. Do Gniezna sprowadził się, kiedy poznał Karolinę P. (w internecie). Ona miała wówczas małe dziecko, Oliwię. On za sobą różną przeszłość, także na odwyku, gdyż nadużywał alkoholu. Sporadycznie palił marihuanę. W Gnieźnie zamieszkali na os. Orła Białego. Wkrótce urodziło się ich pierwsze dziecko – chłopiec. Robert S. cieszył się z syna, ale jak zeznała jego partnerka, wtedy też zaczął się odsuwać od Oliwii. Potem, na pewien czas przed ww. sytuacją, pojawiły się ich bliźniaki.
Jak powiedział, to co go spotkało, a więc aresztowanie, to mocno wpłynęło na jego życie: – Nie radzę sobie z utratą całej rodziny, dzieci. To jest jedna z największych kar, jaka mnie spotkała (…) Cały czas się zastanawiam, dlaczego to zrobiłem, bo naprawdę nie byłem sobą – stwierdził.
Karolina P. wyraźnie cały czas nie przyjmowała jego słów, a w trakcie zeznań nieustannie wpatrzona była w podłogę. – Była dobrą matką – powiedział w pewnym momencie. Ona zeznając wkrótce odparła, że cały czas słyszała, jak fatalnie się sprawuje. Kiedy Robert S. odpowiedział na wszystkie pytania, Karolina P. skorzystała z prawa do swoich. Powiedziała jedynie: – Dlaczego oskarżony kłamie?
Oliwia to dziewczynka bardzo rezolutna i wygadana – tak stwierdzili zarówno rodzice, jak i zeznający świadkowie, a więc ratownicy medyczni i policjanci. Była bardzo aktywna, a jak to określiła matka, „wszędzie było jej pełno”. Z zeznań wynika jednak, że Karolina P. oraz Robert S. nie potrafili zapanować nad jej wychowaniem i chyba ich to przerastało. Dlatego on stwierdził, że najlepsze będą kary. Najpierw stanie w kącie. Potem przyszły klapsy. A potem…
Ostatni okres ww. związku to nieustanne awantury, ale także alkohol. Karolina P. nie potrafiła lub nie chciała się go jednak pozbyć, bo sama nie miała dokąd pójść ani nie miała z czego się utrzymać. Tak stwierdziła oskarżona. Nie przyznała się do bicia dziecka: – Codziennie bardzo tego żałuję, że jak wróciłam z córką ze szpitala, że nie zawiadomiłam od razu policji i pogotowia – powiedziała. Co się działo, kiedy przybyła do domu tamtego styczniowego dnia? – Zajmowałam się dziećmi i Oliwią, a on pił cały dzień. Później już w kolejny dzień we wtorek rano było wszystko ok, Oliwia zaczęła się bawić, normalnie chodzić, jadła, aż doszło do obiadu i wyszła kłótnia – opowiadała. Jak twierdziła, Robert S. robił się coraz bardziej agresywny, miał też grozić nożem. To właśnie na skutek tej kłótni mężczyzna, wypiwszy do końca alkohol, sam zawiadomił służby.
– Jak dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży bliźniaczej, to kazał mi ją usunąć, bo stwierdził, że sobie nie dam rady. Za każdym razem jak kłóciliśmy się o Oliwię, to dawał jej na dupę, ja go wyzywałam, wyrzucałam, a on potem na mnie. A później mi się obrywało, że jestem złą mamą. Wyzywał mnie – powiedziała matka dziewczynki. Oliwia miała się wyraźnie bać ojczyma, co ciągnęło się od około pół roku przed dramatem. To dlatego, kiedy matka pojechała do szpitala, zaczęły się problemy, a frustracja mężczyzny znalazła ujście w biciu dziecka, co dodatkowo było okraszone spożytym alkoholem.
Jak już wspomniano, zeznawali świadkowie – policjanci biorący udział w interwencji oraz ratownicy medyczni. W ich pamięci zostały ślady krwi – na pościeli oraz ścianie w przedpokoju. Jedna z takich plam była od dziecięcej rączki.
Funkcjonariuszka, która weszła do mieszkania, opisywała stan dziewczynki: – Miała spuszczoną główkę, tłuste włosy, troszeczkę płakała i była wystraszona. Była to bardzo dzielna dziewczyna. Bólu nie okazywała, ale kiedy brałam ją na ręce, to widać było, że odczuwa ból.
Pierwszy ratownik powiedział: – Dziewczynka przepraszała, że musieliśmy przyjechać, że ona już będzie grzeczna. Przypominając sobie to, co zobaczył pół roku temu, wzruszył się: – Pracuję w zawodzie 20 lat, widziałem różne rzeczy, ale mam córkę w tym samym wieku…
Drugi z ratowników opowiedział: – Zauważyliśmy zasinienia wokół oczodołów, zakrwawienia oczu. Oczy były zaropiałe, dziecko nie potrafiło ich otworzyć, mówiło, że próbuje ale że bardzo ją bolą. Widoczne były zaschnięte ślady krwi we włosach. Poprosiliśmy policjantkę o zdjęcie odzieży i było widać zasinienia na klatce piersiowej, w okolicy nerek, pośladków – opowiadał wynik pierwszych oględzin, ale także rozmowy z pokrzywdzoną: – Dziewczynka mówiła, że tata brał ją za włosy, uderzył jej twarzą o podłogę, następnie na nasze pytanie, z jakiego powodu to robił, to dlatego, że kilka razy zwymiotowała, bo na siłę jej wpychał do ust jedzenie i stwierdził, że – przepraszam za stwierdzenie – skoro się zrzygała, to ma to teraz zeżreć z podłogi. Dziewczynka dalej opowiadała, że nie mogła wykonać prośby taty, gdyż nic nie widziała na oczy w wyniku wcześniejszych obrażeń na oczach.
Drugi policjant z patrolu przypomniał słowa matki, która zapytana, dlaczego na to wszystko pozwoliła odparła, że wróciła ze szpitala, ale jak to wszystko zobaczyła, to bała się konsekwencji.
Wśród wezwanych świadków pojawił się także ojciec oskarżonego. Skorzystał on jednak z przysługującego mu prawa do nieskładania zeznań. Kolejna odsłona procesu we wrześniu br.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.