Mało kto sobie dziś już zdaje sprawę, jak skomplikowana jest produkcja octu. A tymczasem kiedyś z Gniezna codziennie wyjeżdżały liczne ciężarówki z jego dostawami – tymi, wyprodukowanymi w fabryce należącej do Jana Bilskiego, która mieściła się przy ul. Chrobrego.
Nie chcąc wchodzić w nie zawsze interesującą każdego kwestię biograficzną, warto tylko wspomnieć, że Jan Bilski urodził się 24 grudnia 1884 roku w Żninie. Tam się uczył i zdobywał pierwsze doświadczenie zawodowe oraz kształtował swoją patriotyczną postawę w miejscowych, polskich organizacjach. Niewiele wiadomo o jego pierwszych latach pracy zawodowej do I wojny światowej.
W Gnieźnie pojawił się prawdopodobnie dopiero po wybuchu powstania wielkopolskiego. Wcześniej bowiem, jako poddany niemiecki, brał udział w I wojnie światowej, a korzystając z panującego pod koniec konfliktu rozprężenia, zdezerterował. Informacja o jego zaginięciu pojawia się na liście z końca grudnia 1918 roku. Według informacji biograficznych, ukrywał się na terenie Holandii, ale najwyraźniej musiał się bardzo szybko dostać się do „swoich”, by jeszcze dołączyć do powstańców wielkopolskich w rejonie Szubina. O jego udziale w walkach niewiele jednak wiadomo. Wiemy za to, że już w 1920 roku posiadał w Gnieźnie przy ul. Chrobrego 14 „Dom Importowy Cygar”, oferując nie tylko te ostatnie, ale także papierosy, tytonie oraz gilzy. Ot, ówczesna moda na palenie. Dostawcą była m.in. „Wielkopolska Krajalnia Tytuni”, prowadzona przez Józefa Bilskiego w Poznaniu (prawdopodobnie jego brata). W tym też czasie Jan rozpoczął dwuletnie kursy dokształcające na kierunku handlu i przemysłu.
Dwa lata później, w listopadzie 1922 roku, zarejestrowana została nowa działalność. Jan Bilski, wraz ze swoim starszym bratem Walentym, wykupili firmę Ludwika Baszyńskiego, należącą wówczas do J. Gelbsteina. Nieżyjący już wówczas Baszyński, od 1887 roku (według późniejszych informacji, już od 1877 roku) prowadził przy ówczesnej ul. Trzemeszeńskiej 82 (dziś jest to ul. Wyszyńskiego 2) zakład produkujący ocet. Dlaczego Bilski zdecydował się na tę działalność? Trudno dziś powiedzieć.
Musiał być bardzo obrotną osobą, skoro postawił na tak niepewny biznes. W warunkach odradzającej się II Rzeczypospolitej, rozwijanie produkcji czegoś z branży spożywczej nie było łatwe. Niemniej, nie da się odmówić mu pomysłowości. Do tego czasu bowiem niewiele było wiadomo o wyrobach firmy spod znaku Baszyńskiego, ale od momentu przejęcia jej przez Bilskiego – jak najbardziej. Już w 1925 roku firmował ją, jako zakład produkujący ocet spirytusowy i estragon „najlepszej jakości do zapraw” oraz „fermentacyjny, naturalny, zatem nieszkodliwy zdrowiu”. Reklama dźwignią handlu!
Przedsiębiorca bardzo szybko doszedł do wniosku, że jego firma wymaga nowej siedziby dla usprawnienia produkcji. Ta bowiem spotykała uznanie na lokalnym rynku i trafiała zarówno do punktów handlowych, jak i restauracji czy zakładów wykorzystujących ocet do własnych wyrobów. Jeśli wierzyć informacjom prasowym, na początku dziennie produkowano 500 litrów octu 10%, a w 1924 roku zwiększono tę produkcję do 700 litrów.
Warto tu dodać, że firma została nagrodzona podczas Wystawy Rolniczo-Przemysłowo-Rzemieślniczej, która odbyła się we wrześniu 1929 roku w Gnieźnie. Było to kolejne osiągnięcie, po wcześniejszych medalach zdobytych przez poprzedniego właściciela. Ludwik Baszyński został nagrodzony podczas podobnej imprezy w Gnieźnie w 1896 roku.
Prawdopodobnie w 1924 roku (lub tuż wcześniej) Bilski zakupił nieruchomość przy ul. Chrobrego 26, pomiędzy gazownią i elektrownią miejską, a Hotelem pod Lipami. Wówczas znajdował się tam jedynie niewielki, parterowy budynek w głębi posesji, który ten przeznaczył na magazyn swoich wyrobów. Wkrótce jednak inwestor postanowił wybudować nowy zakład produkcyjny – oczywiście na miarę potrzeb i swoich możliwości. Prace ruszyły już w 1925 roku, jednak z jakiegoś powodu przeciągnęły się prawie cztery lata lata.
Dopiero w styczniu 1929 roku nowy, dwupiętrowy obiekt został oddany do użytku. Teraz Jan Bilski mógł z dumą zawiesić na szczycie budynku napis „Fabryka Octu”, a sama produkcja przeniosła się z ul. Trzemeszeńskiej na ul. Chrobrego. Przez powiększenie lokali i urządzenia fabryki według najnowszej techniki jestem w możności temsamem obsłużyć moją Szanowną Klientelę ku zupełnemu zadowoleniu – pisał właściciel w reklamie, którą w lutym 1929 roku anonsował na łamach dziennika „Lech”.
Zakład był nowoczesny, wyposażony w instalacje sprowadzone z Czechosłowacji, ale jak podkreślał sam właściciel, pozostałe materiały były tylko krajowe – spirytus, wina oraz wióra bukowe. Jak jednak wskazywano w 1929 roku, napotykano na spore trudności w dalszym rozwoju firmy: Że produkcji nie można odpowiednio powiększyć, przyczyną jest zmonopolizowanie poszczególnych wytwórni wódek, które przerzuciły się na przemysł octowy i rozbudowały się ponad zapotrzebowanie kraju. Ponadto monopol państwowy daje Gdańskowi okowitę po cenie tańszej, aniżeli odbiorcom krajowym, więc gdańskie wytwornie octowe są bardzo poważną konkurencją dla fabryk octu w Polsce – opisywano na łamach „Wielkopolskiej Ilustracji” w kwietniu 1929 roku. Jan Bilski zamierzał jednak dalej rozwijać firmę, chcąc wyrabiać również musztardę, konserwy octowe oraz oleje spożywcze. Olejarnię zresztą uruchomił wkrótce w Witkowie, anonsując się w prasie odnośnie skupu rzepaku na potrzeby produkcji.
Jak bardzo rozpoznawalna stała się marka fabryki? Sami bardzo często naszym samochodem redakcyjnym jesteśmy na szosach powiatów gnieźnieńskiego, szubińskiego, żnińskiego, wyrzyskiego, wągrowieckiego, wrzesińskiego, mogileńskiego i inowrocławskiego, gdzie od czasu do czasu spotykamy przejeżdżające tędy samochody firmy Bilskiego, dostarczającej swój doborowy ocet klientom swoim na podanych terenach. Bilski więc dla nas to dawny już znajomy – opisywał redaktor „Dziennika Bydgoskiego”, który gościł w Gnieźnie w październiku 1936 roku.
Być może było to jedynie przymilanie się do przedsiębiorcy w artykule na temat jego firmy, ale wydaje się, że nie odbiegało ono od prawdy. Zapotrzebowanie na ocet w regionie było duże – przedsiębiorstwa zajmujące się przetwórstwem spożywczym nie mogły czekać. W tym celu na terenie zakładu znajdowały się także garaże, w których parkowały firmowe ciężarówki, opisane marką fabryki Jana Bilskiego.
Jak dalej relacjonował funkcjonowanie zakładu dziennikarz wspomnianej gazety: – Wstęp na posesję fabryki bardzo estetyczny – parkan żelazny, fabryka otoczona jest małymi pięknymi ogródkami. Pana Bilskiego zastajemy przy pracy w jego laboratorium, gdzie udzielił objaśnień co do technicznego postępowania w fabryce przy fabrykacji octu naturalnego. Ruszamy do fabryki samej. Jesteśmy w dziale ekspedycyjnym, wzorowy tam porządek. Wkraczamy dalej do działu skażania spirytusu, gdzie mieszczą się dwie duże kadzie, w których znajduje się denaturat spirytusowy do fabrykacji octu. Z góry na dół… do obszernych piwnic, w których mieści się magazyn gotowego octu.
Dodając dalej nieco osobistych doznań, które nawet dziś można sobie wyobrazić, redaktor „Dziennika Bydgoskiego” kontynuował: Dalszą wędrówkę odbywamy zaopatrzeni w maski gumowe, ochronne, gdyż zapach octu w kadziach daje się człowiekowi dotkliwie we znaki, nosek swędzi, oczy łzawią. Pan Bilski informuje nas, że pracuje się dobowo, czyli, że otrzymuje się przez dobę gotowy już towar. Jak dodano, fabrykant zastosował w budynku także autorski pomysł na zabezpieczenie ścian przed negatywnym wpływem kwasów.
Firma rozwijała się, podobnie jak jej właściciel. Od początku lat 20. Jan Bilski stał się postacią rozpoznawalną nie tylko, jako lokalny fabrykant, ale także działacz społeczny. Był aktywny jako prezes Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Gnieźnie, angażował się w Związek Pracodawców, kierował Towarzystwem Śpiewaczym „Dzwon”, a także włączał się w wiele różnych inicjatyw – jak np. budowa pomnika poświęconego powstańcom na cmentarzu św. Piotra. Ponadto był członkiem Bractwa Kurkowego – brał udział w licznych strzelaniach do tarczy, zdobywając nagrody, ale nie ukrywał, że także był zapalonym myśliwym.
Wciąż nie w pełni opowiedzianą pozostaje zupełnie inna działalność Jana Bilskiego. Wiosną 1939 roku polskie władze wojskowe, na wypadek wojny z Niemcami, przygotowywały „plan B”, jakim było tworzenie struktur polskiej dywersji na tyłach wroga w przypadku niepomyślnego przebiegu konfliktu. Jan Bilski został włączony do tych działań i został komendantem rejonu Gniezno. Ukończył także specjalny kurs w Ośrodku Szkoleniowym Sztabu Głównego Wojska Polskiego w Rembertowie. Jego działania polegały na organizowaniu tajnych magazynów do przechowywania materiałów dywersyjnych, a skrytki powstały w jego zakładzie, a także na terenie Lasu Miejskiego i w rejonie leśniczówki Głęboczek. Tworzył struktury przyszłej organizacji konspiracyjnej, ale także angażował się w śledzenie niemieckich organizacji hitlerowskich, działających na terenie Gniezna w ostatnich miesiącach pokoju.
Sytuacja wojenna pokazała, że założenia były słuszne, ale przebieg wojny zaskoczył wszystkich. Kiedy w pierwszych dniach września 1939 roku władze administracyjne, wypełniając odgórne polecenia, opuściły miasto, Jan Bilski wszedł w skład Straży Obywatelskiej, powołanej przez ks. mjra Mateusza Zabłockiego. 6 września, wraz z grupą ochotników z Gniezna, wyruszył do Kłecka, gdzie tworzyła się społeczna samoobrona tej miejscowości.
Trudno powiedzieć, czy to patriotyczna postawa, czy niedocenienie sił wroga sprawiły, że 54-letni Jan Bilski poszedł na pierwszą linię tego „frontu”. Wczesnym rankiem 10 września, w rejonie Ułanowa doszło do wymiany ognia z niemieckim oddziałem zwiadowczym. W trakcie tego mężczyzna został trafiony kulami w obie nogi i wkrótce też zmarł. Został pochowany na cmentarzu św. Piotra, w bliskim sąsiedztwie kościoła.
W okresie okupacji zakład został przejęty przez niemieckiego zarządcę i działał jako Gnesener Essig Fabrik, kontynuując dotychczasową produkcję. Po wojnie firmę przejęła żona Jana, Prakseda Bilska, która starała się dalej prowadzić przedsiębiorstwo w trudnych dla prywatnej inicjatywy realiach.
Ostatecznie przymusowe upaństwowienie zakładu, wprost nazywane przez doświadczających tych działań (właścicieli dotychczasowych firm) kradzieżą mienia, nastąpiło w 1951 roku na mocy komunistycznych dekretów. To był ostateczny koniec historii octu z Gniezna.
Dziś w budynku po dawnej fabryce przy ul. Chrobrego 26, przebudowanego na przestrzeni lat, mieści się prywatna szkoła. Pamięć o Janie Bilskim przetrwała, bowiem od 1989 roku jego imię nosi ulica na osiedlu Tysiąclecia.
Jeśli ktokolwiek posiada jakieś informacje, zdjęcia, dokumenty lub ciekawe wiadomości o ww. historii lub innych firmach czy wydarzeniach z dziejów Gniezna, prosimy o kontakt: historia@gniezno24.com
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.
Dawniej to było wielcy ludzie. nawet prowadząc Fabrykę Octu można było zachować fason prawdziwego Polaka i patrioty. A dzisiaj? Wystarczy spojrzeć wokół siebie, a na pewno na wielu wybrańców narodu do różnych gremiów.
Świetny artykuł o ciekawej postaci. Dlaczego nie uczymy o ludziach i zdarzeniach dotyczących naszego regionu? Dziękuję za już…
Pan Wichniewicz jak zwykle profesjonalnie o historii Gniezna!