Czy to stąd wzięły się legendy o korytarzach pod miastem? Być może między innymi z tego powodu. Prawdopodobnie to ceglane przejście, istniejące w śródmieściu, jest nieco starsze od schronów znajdujących się pod gnieźnieńskim Rynkiem.
To miejsce widziało niewielu gnieźnian, aczkolwiek kiedyś na pewno mogli się oni przekonać o jego istnieniu – najpewniej wtedy, kiedy był budowany. Czyli jak dawno temu? Właśnie tę historię próbuje się rozwikłać w niniejszym materiale, ponieważ do tej pory nie udało się natrafić na jakiekolwiek dodatkowe informacje o powstaniu tego obiektu. Tajemniczego i trudno dostępnego.
Legendy o korytarzach prowadzących pod Rynkiem istnieją tak długo, że nikt nie potrafi wskazać, kiedy się pojawiły i ile w nich jest prawdy. Co wersja, to każda jest inna – różne są kierunki, w których prowadzą tunele, a także to, jakie budynki łączą czy też jaka jest ich długość. Zazwyczaj jest tak, że ktoś kiedyś poznał kogoś, kto w nich był, słyszał o tym, dowiedział się, ale… świadków i dowodów wciąż brakuje. Chociażby rysunków i zdjęć. Tuneli nie ma ani na mapach archiwalnych, ani w ewidencji geodezyjnej. A jaka jest rzeczywistość? Bardzo prozaiczna.
Gnieźnieński Rynek jest jednym z najbardziej „przekopanych” miejsc na terenie śródmieścia. Prawdopodobnie był niwelowany po pożarze z 1819 roku, a potem kolejny raz w 1925 roku. W tym ostatnim przypadku zdjęto z niego miejscami do 1,5 metra ziemi, szczególnie w północnej części – to wówczas wzdłuż pierzei z tamtej strony powstały schody, które znajdują się tam do dzisiaj.
Kolejne prace ziemne prowadzone były w okresie okupacji niemieckiej, kiedy na placu wykonano dwa schrony w formie szczelin przeciwlotniczych – według tego samego wzoru, co podobne obiekty znajdujące się w Parku im. T. Kościuszki oraz Parku im. R. Kaczorowskiego. Wejścia do nich znajdują się w nawierzchni Rynku, ale są najprawdopodobniej przykryte betonowymi płytami i zabrukowane.
O istnieniu jednego ze schronów na Rynku przypomniano podczas budowy fontanny w 2014 roku, kiedy odsłonięto jego fragment. Obiekty te jednak donikąd nie prowadzą i każdy z nich posiada po dwa wejścia po przeciwległych stronach placu.
A co z tunelem, o którym teraz mowa? Istnieje i dokądś prowadzi. By się do niego dostać, konieczne jest jednak zejście do krypty w kościele pw. św. Trójcy. Jest to jedno z tych miejsc, które z uwagi na charakter wejścia, jest trudno dostępne i rzadko odwiedzane.
Tu można jeszcze poczuć ducha średniowiecznego kościoła, który choć i dzisiaj posiada gotyckie akcenty, to po pożarze w XVII wieku przeszedł sporo modyfikacji architektonicznych, zyskując w sporej części barokowy wystrój. Niemniej, schodząc pod posadzkę w prezbiterium, można zobaczyć dawne krypty, wykorzystywane tylko obecnie jako schowki. Jest też coś na kształt ossuarium, w którym złożono szczątki zmarłych, odnalezionych w podziemiach podczas prac remontowych prowadzonych w kościele w latach poprzednich. Nawet tu widać ślady licznych przebudów, które prowadzono wieki temu – różne cegły, odmienne zaprawy, tu i tam kamienne fundamenty, ale też zamurowane sklepienia czy schody prowadzące donikąd. Ślady wielu zmian, jakie przechodziła świątynia na przestrzeni wieków.
Odchodząc od wejścia znajdującego się w prezbiterium i idąc w stronę nawy głównej, uważając na głowę, przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego, wszędzie widać różne relikty historii. Nie ma nawet posadzki, bo tę stanowi coś w formie piasku. To jednak bardziej materia organiczna – efekty nawiewającego wywietrznikami pyłu, kruszącej się zaprawy i cegieł, zwykłego kurzu czy… rozpadających się na przestrzeni wieków ludzkich szczątków, które kiedyś były tu pochowane.
Tak przemierzając, skądinąd niezbyt obszerne krypty, natrafia się na najmniejsze ze wszystkich przejście, prowadzące w gdzieś w głąb. Aby przez nie wejść, trzeba się przecisnąć. Dalej ukazuje się… ceglany tunel.
Jest szeroki na niecały 1 metr, wysoki na 1,20 – 1,30 metra. Składa się niejako z dwóch części, a na początkowym etapie zwieńczony jest także ceglanym sklepieniem, a dalej już betonowymi płytami. Wykończenie całości nie ma jednak średniowiecznego rodowodu, o czym świadczy stan zachowania. Cegły raczej są nowożytne, najpewniej XX-wieczne. Wejście do niego wygląda jakby zostało specjalnie przebite przez gruby mur, a więc tunel nie powstał razem ze świątynią. Przejście nim prowadzi gdzieś jeszcze pod nawą główną, pod chórem i dalej poza mury kościoła w kierunku północno-zachodnim.
W przejściu tym nie sposób się wyprostować, a jedynie można poruszać się w kucki lub na kolanach. Trzeba uważać na leżące odłamki cegieł, pył i położoną wzdłuż niego instalację oraz haki zamocowane w ścianach. Po kilkudziesięciu metrach oświetlonego przejścia zapada już ciemność i kawałek dalej dociera się do… drzwi. I te znajdują się w piwnicy plebanii. Cóż więc to za tajemnica?
Próżno szukać informacji o dacie powstania tunelu ani o jego przeznaczeniu. Nie ma zbyt dużo dokumentacji związanej z pracami budowlanymi, prowadzonymi w rejonie kościoła na przestrzeni wieków. Z pomocą jednak przychodzi… kościelna prasa, a dokładniej „Wiadomości Parfjalne”, która to gazetka zaczęła wychodzić w grudniu 1933 roku z inicjatywy proboszcza ks. Mateusza Zabłockiego. Na łamach tego czasopisma informowano o sprawach bieżących, ciekawostkach, pojawiały się artykuły o charakterze religijnym oraz ogłoszenia i reklamy. To właśnie w tej publikacji odnaleźć można informacje, które naprowadzają nas na prawdopodobny powód i czas powstania tunelu.
– Jeszcze nie zapłacono za polichromję kościoła (mamy jeszcze pokaźny dług, z którego dla braku wpływów grosza upłacić nie możemy), a już malatura bardzo ucierpiała skutkiem wilgoci i pary, jaką zimą w niedzielę ścieka po ścianach. Dla tego przemyśliwałem nad tem od dawna, jakoby farę ogrzewać i przez to ratować polichromję. Niestety chuda fara nie może sobie pozwolić na drogie urządzenie ogrzewania wynoszące wiele tysięcy złotych. Obecnie dzięki bardzo korzystnej ofercie tutejszej elektrowni można wymarzone dzieło spełnić! Elektrownia nasza zakłada ogrzewanie gazowe, wypożycza radjatory, a parafja płaci tylko za materjał, rury i robociznę – informował ks. Mateusz Zabłocki w „Wiadomościach Parafjalnych” z końca grudnia 1933 roku.
Tak – kościół pw. św. Trójcy był pierwszym w Gnieźnie, w którym powstało ogrzewanie… podłogowe. Nie było to jednak coś takiego, jak dzisiejsza technologia układana pod posadzką. Były to „nawietrzniki” wybite w kościelnej posadzce, którymi ciepłe powietrze przedostawało się do wnętrza świątyni właśnie z krypt. Ale jak je tam dostarczano?
Wszystko wskazuje na to, że w ramach tej inwestycji z lat 30. postanowiono instalację ogrzewającą poprowadzić do kościoła pod ziemią, właśnie tunelem. Stąd widoczne są haki, tkwiące gdzieniegdzie jeszcze na całej jego długości, a na których zamocowane były rury. Problem w tym, że nie ma informacji, jakoby na potrzeby tej inwestycji realizowano prace ziemne, polegające na budowie murowanego przejścia o długości kilkunastu metrów. Czy w tym celu wykorzystano istniejącą już wcześniej konstrukcję czy powstała ona od podstaw? Forma wykonania ścian wskazuje na to, że nie jest ona „aż tak stara” i bardzo prawdopodobne, że pochodzi z XX wieku.
Czy to właśnie na przełomie 1933 i 1934 roku należy szukać daty budowy tunelu? Najprawdopodobniej tak, choć zawsze zostają jeszcze inne, zapewne bardziej ciekawe hipotezy. Jakie? Takie, jak w wielu innych miastach, zamkach czy kościołach – najczęściej mówią one, że taki czy inny tunel służył do ucieczki przed ewentualnymi napastnikami atakującymi miasto. A może jeszcze gdzieś w tle pojawiają się skarby… To już kwestia wyobraźni. Jeśli jednak metryka przejścia sięga lat 30., to najpewniej ówcześni gnieźnianie widzieli jego budowę, a później z kolejnymi opowieściami długość tunelu „zaczęła rosnąć”, sięgając do kolejnych kamienic, innych kościołów, przechodząc pod ulicami itp. Co miasto, to różne legendy…
Dziękuję proboszczowi ks. Maciejowi Lisieckiemu za udostępnienie podziemi oraz oprowadzającemu po nich Mikołajowi Macioszkowi.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.
Witam serdecznie wszystkich, ciekawy I bardzo interesujący reportaż, cieszę się że są ludzie którzy tak ciekawie opisują nasze piękne miasto GNIEZNO
, z przyjemnością czytam wasze reportaże, dziękuję i jeszcze raz serdecznie pozdrawiam ❤️
Schron pod fontanną nie był odkryty w 2014r.znany był wcześniej🙂
Ta sprawa z tymi rzekomymi tunelami i podobnymi przejściami między starymi kamienicami w ich podziemiach nadaje się do szczegółowego opracowania i wyjaśnienia! Może zainteresowaliby się naukowcy którejś z gnieźnieńskich uczelni. Materiał w sam raz na dobrą pracę seminaryjną, a może i nawet na dyplomową?
Dodatkowo mamy schron na Jana Pawła, w parku koło dworca po obu stronach parku Kościuszki, pod urzędem miasta i w kilku innych miejscach w kamienicach w Gnieźnie
Dodatkowo wejście do tuneli pod rynkiem jest z kamienicy obok SportsPubu pomiędzy nim a sklepem Społem pracownicy budowlani którzy remontowali piwnicę opowiadali że jest tam sieć tuneli
Dodatkowo jakieś schrony i przyległe tunele są na Winiarach na pewno za garażami ale nie byłem więc więcej szczegółów nie znam ale dziwne że na środku łąki wystają rury wentylacyjne 🙂
Takie same ale wyższe i pretensjonalniejsze tunele są pod katedrą gnieźnieńską sam tam byłem więc wiem przechodzi się szczeliną murka w jednej komnacie w podziemiach i wchodzi się do tunelu który niestety ma w pewnym momencie kratę metalową więc nie wiadomo jak daleko prowadzi.
Świetny materiał panie Rafale. Ciekawe jakie tajemnice skrywa archiwum diecezjalne. Może warto by się umówić na spotkanie w tym temacie. Pewnie są jakieś stare zapiski o np katedrze.
Super artykuł oby więcej takich ciekawych informacji na tym portalu!
Super artykuł
Fara jest w ogóle ciekawym obiektem w różne historie. Pamiętam moich rodziców, którzy opowiadali, ze na dachu plebani w okresie międzywojennym założono bodajże pierwszą w Gnieźnie antenę radiową umożliwiającą odbiór stacji. No i pech chciał, że tego samego roku lato było niezwykle burzowe, gdzieś tam od czasu do czasu uderzyły pioruny i w miasto poszła fama, że wszystko to się dzieje przez tę nowoczesna technikę, bo antena sprowadziła nad miasto burze!