|  Rafał Wichniewicz  |  4 komentarze

Mieszkanie z duszą, nutką historii i… tajemniczym akcentem

To jedyna w swoim rodzaju zachowana, a właściwe odzyskana przestrzeń mieszkalna w kamienicy w centrum Gniezna. Takie lokale zajmowali kiedyś zamożniejsi mieszkańcy naszego miasta.

W ramach tegorocznej Nocy Muzeów była okazja do odwiedzenia wyjątkowego miejsca. Każdy może powiedzieć – mieszkanie jak mieszkanie, każdy ma inne. To jednak właśnie jest inne – od tych współczesnych. Ta różnica jest widoczna na wiele sposobów, a historia sięga końca XIX wieku, kiedy to u zbiegu ówczesnej ul. Fryderykowskiej oraz Horna (dziś ul. Chrobrego i Mieszka I), została wzniesiona kamienica czynszowa. 

Inwestorem był Albert Hoppe, właściciel składu z towarami kolonialnymi Hoppe & Fest. Posiadał on jeden z większych sklepów tego typu na terenie Gniezna, w których oferował całą gamę produktów, także importowanych – przypraw, win, koniaków, czekolad, cygar itp. Czy to było jego jedyne źródło zarobku, na którym dorobił się majątku? Trudno stwierdzić.

Wiadomo jednak, że w 1896 roku zlecił budowę kamienicy architektowi Hugo Kindlerowi z Poznania. Jest on autorem także innych budynków w tamtym mieście, a jednym z najbardziej charakterystycznych, podobnych do tego z Gniezna, jest dom przy ul. Wielkiej 9 w Poznaniu. Jego integralnym elementem jest żółta klinkierowa cegła. Zastosowana została także w Gnieźnie, a tynkowaną elewację ograniczono do wykończenia detali – balkonów, konsoli, gzymsu czy innych elementów budynku, np. stylowy wykusz zwieńczony u góry hełmem. Pomimo, że budynek zaprojektował Hugo Kindler, na dokumencie projektowym znaleźć można także podpisy architektów z Gniezna – Aleksandra Tyrocke oraz Ludwika Śmieleckiego. Prawdopodobnie ten ostatni był także realizatorem inwestycji, ponieważ był również budowniczym. 

Kamienica od początku była przeznaczona dla klasy wyższej. Świadczy o tym charakter mieszkań, które zostały w niej ulokowane – pierwotnie miały one powierzchnię 250 i 180 metrów kwadratowych. Jedno z tych większych należy do pana Jerzego Kaźmierczaka, znawcy konserwacji starych mebli, który udostępnił je do zwiedzania. I opowiadał o tym, co wie na temat tych wnętrz. Nie da się jednak stwierdzić, kto dokładnie zamieszkiwał w tych przestronnych pokojach zaraz po wybudowaniu kamienicy. Bankowiec? Urzędnik? Wojskowy? Fabrykant? Dziś można jedynie zgadywać.

PRL odcisnął mocne piętno na kamienicach w całym kraju. Po II wojnie światowej przeprowadzono przymusowy dokwaterunek (zwany także zagęszczeniem), dzieląc większe lokale na mniejsze, ograniczając przestrzeń na różne sposoby. Znane są takie, jak budowa nowych murowanych ścian lub drewnianych przepierzeń, ale też… dzielenie pokoi zasłonami rozwieszanymi pośrodku. Z kilkupokojowych mieszkań, zamieniano je w jedno, góra dwupokojowe. Nierzadko ze wspólnymi korytarzami, kuchniami i rzecz jasna toaletami na półpiętrze klatki schodowej. Tu częściowo było podobnie.

Mieszkanie w kamienicy przy ul. Mieszka I zostało podzielone tylko na dwa. W większej części zamieszkiwał lekarz dr Jan Pakowski, posiadający także swój gabinet do przyjmowania pacjentów. W drugim były tylko dwa pokoje z kuchnią. Lokal trudno było podzielić na więcej osobnych, ale i tak w obszernym korytarzu stał wysoki mur. Dziś już go nie ma i pozostała wciąż łazienka, której pierwotnie też tam nie było. Układ reszty pomieszczeń w zasadzie pozostał bez zmian.

Wchodząc do tego mieszkania, można poniekąd cofnąć się w czasie. Nie sprawiają tego tylko stare meble (choć w różnych stylach), ale właśnie ta przestrzeń. Czym ona się cechuje? Przede wszystkim jest wysoko – około 3,5 metra. Do tego okna są duże, pozwalające dobrze doświetlić wnętrza. Jak przyznał Jerzy Kaźmierczak, przez sporą część roku do wnętrza promienie padają przez cały dzień przez różne okna, także od podwórza. Do tego wartość której często nie uświadczymy we współcześnie budowanych domach – naturalna wentylacja. Latem, mimo upałów, wewnątrz nie jest tak gorąco. Zimą trochę inaczej, wszak to sporo przestrzeni do ogrzania – ale też nie wszystkich pokoi trzeba używać. A zamiast wszechobecnych paneli są prawdziwe drewniane podłogi. Zachowane są też piece kaflowe, w tym jeden stoi od końca XIX wieku.

Ktoś powie, że tyle metrów kwadratowych, to zbyt dużo. Kiedy jednak mieszkanie to żyło swoim pierwotnym życiem, rodziny były wielopokoleniowe i wielodzietne, które musiały się pomieścić i wspólnie egzystować. Dodatkowo wyższe sfery często przyjmowały gości, dlatego potrzebne było wydzielenie części prywatnej. Do tego dochodziła służba, która także wymagała swojej przestrzeni – w kuchni i spiżarni od strony podwórza.

Same pokoje były rozplanowane w amfiladzie – można było między nimi przechodzić, bez korzystania z korytarza. W jednym tylko przypadku, nie wiedzieć kiedy i dlaczego, ale prawdopodobnie właśnie w PRL-u, drzwi pomiędzy dwoma pokojami zostały zamurowane. Tak już pozostało, ale przez to wnętrza wcale nie tracą.

Nie da się jednak ukryć, że mieszkanie i kamienica, w której historii można się dosłownie zanurzyć, też ma swoje tajemnice. Jedną z nich jest wspomniany piec kaflowy, który stoi w jednym z pokoi nieprzerwanie od ponad 125 lat. Nie byłby czymś szczególnym, gdyby nie element zdobiący pośrodku, zawierający… alegorię masonerii? Na tarczy trzymanej przez uskrzydloną postać widoczny jest cyrkiel i węgielnica, a więc jedne z najbardziej rozpoznawalnych masońskich symboli.

Drugim, nie w pełni jasnym, jest kafelek przed wejściem. Znajduje się na korytarzu i zauważyć na nim można jakieś inicjały. Trudno jednak stwierdzić, czy jest to w ogóle alfabet łaciński. Przypuszczeniem graniczącym z pewnością jest jednak to, że nie są to dane właściciela kamienicy czy mieszkania, ale prawdopodobnie producenta towaru. Przy okazji jakiejś reparacji podłogi, prawdopodobnie „odbity” kafelek został zamocowany do góry nogami. I tak zostało.

Kiedy kamienica powstawała pod koniec XIX wieku, w Gnieźnie trwał prawdziwy „boom” inwestycyjny. Budynki czynszowe powstawały jak grzyby po deszczu i dochodziło do tego, że wiele z nich nie zawsze znajdowało najemców. Ta przy dawniejszej Hornstrasse 6 (dziś numer 15) nie miała tego problemu. Dodajmy też, że naprzeciwko niej nie stał obecny blok (tzw. Akwarium), ale wybudowana w 1846 roku synagoga, którą rozebrano w trakcie okupacji niemieckiej.

Właściciel opowiada o mieszkaniu z wielką pasją, wskazując na detale przestrzenne, których na pierwszy rzut oka się nie zauważa. I być może dlatego wzbudza ono zainteresowanie nie tylko miejscowych, ale także zagranicznych gości, którzy w nim bywają. Pojawiło się także w programie o architekturze, zrealizowanym w 2019 roku (film pod galerią zdjęć). Dość dodać, że lokal jest na sprzedaż, ale dobrze, gdyby nadal pozostał w takiej formie. Jest to bowiem swojego rodzaju unikat.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Jan
Jan
05/06/2024 20:35

Świetne mieszkanie

Grażyna
Grażyna
04/06/2024 23:30

Piękne mieszkanie w Gnieźnie,

Małgorzata
Małgorzata
04/06/2024 01:43

Świetny tekst. I mieszkanie ładne.

Ostatnio edytowane 14 dni temu przez Małgorzata
Qter
Qter
03/06/2024 09:33

Lokal jest na sprzedaż i słusznie, bo jak przybędą nachodźcy, to znów może spotkać go PRLowski los podziału dla tych „lekarzy i inżynierów”, którzy zapewne z pietyzmem podejdą do jego historii.



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.