|  Rafał Wichniewicz  |  6 komentarzy

„Nie w naszym imieniu”. Aktorzy w obronie swojego Teatru

Aktorzy Teatru im. Aleksandra Fredry mówią o wytoczonej im medialnej wojnie, która niszczy ich reputację, osiągnięcia oraz zdobytą pozycję jednostki, dla której pracują. Dzieje się to nadal, 5 miesięcy po pamiętnym artykule, którego reperkusje – jak twierdzą – odczuwają do dziś.

Teatr im. A. Fredry zaczyna przypominać plac budowy, bowiem ruszyły prace związane z jego rozbudową o tzw. małą scenę (o czym kilkukrotnie informowaliśmy). Aktorzy występują na gościnnie w Miejskim Ośrodku Kultury, ale w swojej rodzimej placówce wciąż bywają. Teraz także zorganizowali spotkanie w foyer teatru, by porozmawiać o sytuacji – jak to określono w zaproszeniu – „w którą zostali mimo woli wciągnięci”. Wszystko ma swój początek we wrześniu ub. roku, kiedy to pojawił się tekst o rzekomej przemocy, jakiej miała doświadczyć aktorka Martyna Rozwadowska ze strony innego aktora – Rolanda Nowaka.

– „Kiedy trwa próba, budzą się demony. Aktorzy teatru w Gnieźnie oskarżają męża dyrektorki o przemoc”. To jest tytuł pierwszego artykułu, który ukazał się 10 września 2024 roku w „Gazecie Wyborczej”. Najbardziej wzburzyła nas nie treść artykułu, co tytuł sugerujący, że cały zespół oskarża i czuje się pokrzywdzony, a tymczasem oskarżała jedna z naszych koleżanek, a pozostałe opinie dotyczyły z innych teatrów i jakichś przeszłych wydarzeń, których nie byliśmy świadkami, więc nie możemy ocenić, czy były prawdą czy nie – zaczął spotkanie aktor Bogdan Ferenc. Jak dalej dodał, a do czego odnieśli się potem inni uczestnicy spotkania, że zaczęła panować powszechna opinia, że inni aktorzy milczą, przyzwalając na przemoc: – Oburzyło nas, że ktoś chce wywołać wrażenie, że zabiera głos w naszej obronie i w naszym imieniu.

Bogdan Ferenc wskazał też, że po wszystkim dziwna sytuacja pojawiła się w relacjach ze związkami zawodowymi. Z tej strony pojawiły się oskarżenia w stronę aktorów Teatru, że podejmują działania, które nie są zgodne ze statusem związku – mimo, że były konsultowane z jego prawnikiem. Aktorka Katarzyna Kalinowska dodała, że ze związkiem od dłuższego czasu nie można się w ogóle porozumieć.

Maria Spiss, konsultant ds. artystycznych, zdalnie dołączyła do dyskusji wskazała na dwie kwestie – wynik audytu, a także komisji antymobbingowej, która wykazała, że nie doszło do mobbingu w Teatrze im. A. Fredry. Wskazano, że pomimo wyciągnięcia „mocnych zarzutów” wobec jednego aktora, sprawa nie skończyła się w ogóle zawiadomieniem odpowiednich ku temu organów. Dodała, że po ukazaniu się artykułu, odczuwalny był spadek ubytek widzów oraz odwoływano zamówione bilety.

W dalszym toku dyskusji głos zabierali kolejni aktorzy, którzy wskazywali, że nie doświadczali niczego negatywnego w trakcie swojej pracy. Uznali, że sprawa została przedstawiona jednostronnie, bez zapytania innych osób, co mogą w tej sprawie powiedzieć. Wprost przyznawali, że chodziło o „rozwalenie tego miejsca” tj. Teatru im. A. Fredry, a w tym reputacji, jaką ta jednostka zyskała w środowisku teatralnym w ostatnich latach. Dlaczego tak się stało i z czyjej inicjatywy? Tego nikt nie potrafił wyjaśnić.

– Staramy się, żeby sytuacja była normalna i staraliśmy się od samego początku, kiedy pojawił się pierwszy artykuł. Próbowaliśmy normalnie pracować i nie myśleć o tym, ale część osób próbowała nam celowo utrudniać tę pracę – przekazał Michał Karczewski twierdząc, że komentarze w sieci, także wśród mieszkańców Gniezna, krytycznie odnosiły się nie do autorki zarzutów, ale często do innych aktorów, przez co nie wiedzieli do kogo jeszcze mogą pójść ze swoim problemem. Jak dodał, ze sprawy też szydzono w lokalnym wymiarze. Przedstawiano również teatr jako miejsce, w którym dochodzi do odrażających naruszeń. Taka opinia rozeszła się po całym kraju, bez czekania na wyjaśnienia.

– To są metody, tak mi się kojarzą, z zamierzchłej epoki, podbudowane dodatkowo możliwością skorzystania z publikatorów, z internetu, z rzeczy, których wtedy nie było. Wtedy, żeby wyrzucić dyrektora, trzeba było znaleźć jakiś konkretny powód. Jeśli się go nie znalazło, a teatr był prowadzony artystycznie bez żadnego zarzutu, to znajdowano, że dyrektor jest niegospodarny i za to się wyrzucało. W obecnych czasach każdy może napisać co chce i kiedy chce, na byle jakiej stronie internetowej i powoduje to, że nagle można z człowieka zrobić szmatę, w ogóle nie przejmując się, czy to jest prawda czy nieprawda – stwierdził aktor Wojciech Siedlecki, dalej dodając: – Wszyscy się rzucili na nasz teatr, nie pytając nas o to, co my o tym sądzimy. 

– O wielu sytuacjach „przemocowych” dowiedziałem się z prasy. Nawet w sztuce, w której grałem, a mianowicie w „Gazie!” – ja się dowiedziałem z prasy, mimo, że byłem w próbach tej sztuki i do mnie nie dotarło, że coś takiego się działo – przekazał aktor Wojciech Kalinowski.

– Opowiadane są różne historie, z różnych perspektyw. Od momentu, kiedy zeznawaliśmy przed komisją antymobbingową myślę, że każdy z nas wypowiada się w swoim imieniu i wyłącznie o tym, czego byliśmy świadkami. Nie byłam świadkiem przemocy w kierunku pani Martyny Rozwadowskiej ze strony pana Rolanda Nowaka. Nie byłam też świadkiem jakichś działań odwetowych ze strony dyrektor Nowak w kierunku pani Rozwadowskie – stwierdziła aktorka Katarzyna Kalinowska. Jak dalej dodała, w całej sprawie – nomen omen – rolę może grać doświadczenie i różnica pokoleń. – Pracuję w zawodzie 30 lat i dla mnie niektóre zachowania kolegów, które są emocjonalne, nie są przemocą. Dla kolegów, którzy teraz przychodzą do teatru, dla tych młodszych, wszelkie takie emocjonalne sytuacje są już przemocowe. Dla nich ważny jest komfort pracy. Ja jestem wychowa na trochę innym teatrze, może to źle, a oni nam zwracają uwagę, że powinniśmy się zachowywać inaczej. My nad tym pracujemy, ale jeśli się pracowało 30 lat w tym zawodzie, to to się nie stanie z dnia na dzień.

W sprawie wypowiadali się jeszcze inni aktorzy, jednak kwintesencją całego spotkania była wypowiedź Rafała Muniaka z Radia Poznań, który na końcu przyznał – gdyby od początku, kiedy pojawiła się publikacja prasowa, Teatr jednoznacznie wykazał aktywność w zakresie wyjaśniania sprawy, zamiast po długim czasie odnosić się do zarzutów w sposób zupełnie niepasujący do zasad zachowania „odpowiedniego pijaru”, być może dziś nie trzeba byłoby organizować tego typu spotkań. Aktorzy tymczasem wprost przyznają – chcą grać, ale bez bagażu negatywnych emocji, które na nich zrzucono wbrew ich woli przez osobę, która nie występowała w ich imieniu. I zamierzają walczyć o utrzymanie dobrej pozycji i opinii teatru, na którą pracowali przez lata.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
senior
senior
09/02/2025 11:27

To jest jakaś dziwna sytuacja. Pracownicy firmy publicznie wobec swojej dyrekcji wypowiadają się o firmie. Przecież oni chcą pracować, rynek pracy dla nich w ostatnich czasach bardzo się skurczył. gdzie pójdą i co potrafią robić, gdy za niepochlebne wypowiedzi wylecą z pracy? Taka dyskusja nie ma sensu i nie wierzę, ze w najbliższym czasie sytuacja ulegnie zmianie, ani też, ze repertuar teatru zmieni się na oczekiwany przez społeczeństwo, czyli tradycyjny, nawet współczesny, ale wartościowy. Gdy w dużym mieście jest kilka teatrów, to one mogą sobie pozwolić na repertuar w zależności od rodzaju teatru. Natomiast jedyny teatr w prowincjonalnym mieście musi dostosować się do szerokiej gamy odbiorców i postawić na takie sztuki, na które gremialnie będą uczęszczały jeżeli nie tłumy, to chociaż rzesze jego mieszkańców. Tak kiedyś było w Gnieźnie, ale to już dawno minęło.

urzędas
urzędas
06/02/2025 19:00

Władze teatru zachowują się tak, jak by ta instytucja była tylko ich własnością i miała na celu wyłącznie rozwijanie własnych celów w tym aktorskich i repertuarowych. Za nic mają gnieźnieńskie społeczeństwo, które ustami kilku odważnych przedstawicieli ośmielają się wypowiadać krytycznie o działalności tej placówki. Miastu bardzo zależało na tym, by w dobie likwidacji wielu placówek kulturalnych w kraju, ten lokalny teatr utrzymać, by na mapie Gniezna był on perełką pokarmu duchowego mieszkańców. Dlatego przed laty Rada Miasta podjęła uchwałę o wyasygnowaniu z kasy miejskiej kilkuset tysięcy złotych, na wykupienie tego budynku od spadkobierców. Gnieźnianie w swej większości chcieli mieć teatr, który w szarzyźnie życia ma koić ich smutki, rozweselać komediami i przyciągać miłośników sztuki. Niestety, tak się nie dzieje, natomiast widzi się niezrozumiałe posunięcia nie mające nic wspólnego z rolą, jakiemu powinien teatr służyć. Zamiast tego co jakiś czas słychać o nieporozumieniach wewnątrz tej instytucji, a autokratyczna przeróbka placu przed teatrem poruszyła gnieźnian do głębi. Teatr powinien być miejscem spotkań, miejscem rozrywki nie dla wybrańców i koneserów nowej mody, a dla szerokiej publiczności, która dzięki przedstawieniom uczy się poznawania wartości, zasad, a przede wszystkim dobrych obyczajów. I takiego teatru chcą gnieźnianie.

Wiktor
Wiktor
07/02/2025 11:41
Odpowiedź  urzędas

W punkt. Nic dodać. nic ująć!

Jarosław
Jarosław
06/02/2025 11:21

cos za dużo tych apeli, tłumaczeń, audytów, itd.
bezspornym faktem jest natomiast zła atmosfera miedzy dyrekcja teatru a lokalną społecznością;
przypomnijmy tylko pozew przeciw panu Dzionkowi, który ośmielił się skrytykować to, co wszyscy widza gołym okiem („…Teatr nie potrafi sobie poradzić z krytyką, zadbaniem o plac użyczony przez miasto, obiecał stworzyć przestrzeń przyjazną mieszkańcom i nie liczy się z ich zdaniem i opinią, na placu nie ma cienia, drzew, zieleni, działającej fontanny, równej kostki a popiersie patrona Teatru – Aleksandra Fredry, leży jak odpad na paletach w trawie…”)

Beata
Beata
04/02/2025 17:55

Mój kochany Teatrze! Trzymam kciuki za szczęśliwy dla Was koniec. 😍

teatroman
teatroman
03/02/2025 23:20

A my, gnieźnianie nadal z wielką trwogą obserwujemy kolejną dewastację placu przed teatrem. Jeżeli w planach dyrekcji była rozbudowa teatru i wiadomo było, że trzeba będzie zdemontować utwardzenie, to my mamy prawo wiedzieć, kto za to wszystko płaci, bo, że są to nasze, polskich podatników pieniądze, to nie ulega żadnej wątpliwości. Nam, mieszkańcom, jak wiadomo nie podoba się ta przebudowa placu i widząc obecnie kolejne roboty budowlane mamy prawo sądzić, ze jest to niegospodarność. I wątpimy także, czy Gnieznu potrzebna jest dodatkowa jakaś mała kameralna salka,. Kiedyś w naszym teatrze grano klasykę, grano sztuki naszego patrona, ludzie chodzili chętnie na przedstawienia, a dzisiaj? Nastąpiła moda na udziwnienia, nie zawsze przypadające do gustu tradycyjnych odbiorców, przedstawienia sa grane kilka razy, co podnosi koszt prowadzenia instytucji. Teatry w Polsce eksperymentują, na scenę wprowadzane są liczne udziwnienia, co często przeinacza prawdziwą koncepcję i ideę autora sztuki. Niejeden zresztą z nich się w grobie przewraca. Chyba nadszedł czas na prawdziwą reformę pewnych rodzajów sztuki, w tym teatrów i powrócić do korzeni, które były nieodłącznym elementem życia wręcz każdej ludzkiej kultury.



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.