|  Rafał Wichniewicz  |  Zostaw komentarz

„Czegoś takiego jeszcze nie widziałam”

W miniony wtorek odbyła się kolejna odsłona procesu przeciwko Violetcie K., która oskarżona jest o znęcanie się nad swoją 1,5-roczną córką. Lekarka mówiła, w jakim stanie dziecko trafiło do szpitala, a opiekunki MOPS o tym, jak przebiegała interwencja w mieszkaniu, która miała miejsce latem 2024 roku.

Sprawa dotyczy znęcania się nad dzieckiem, które ujawnione zostało przez pracowników MOPS w lipcu 2024 roku w jednym z mieszkań przy ul. Kilińskiego w Gnieźnie. Kilka dni temu informowaliśmy o skazaniu Sławomira K., który jest ojcem dziecka, a który to dobrowolnie poddał się karze – nieprawomocny wyrok zapadł po ustaleniu jego wymiaru przez każdą ze stron.

Violetta K. tymczasem przebywa cały czas w areszcie. Proces rozpoczął się dwa tygodnie temu i na drugą część postępowania także została doprowadzona. W miniony wtorek 11 marca zeznawali kolejni świadkowie wezwani przed sąd.

Na początku w formie zdalnej swoje wspomnienia z momentu, jak dziewczynka trafiła do poznańskiego szpitala, przedstawiła ordynator z tej lecznicy. Jak zeznała sędzi Ewie Pieprzyk, badania dziecka już na wstępie wskazywały na liczne złamania: – Wykonano na SOR tomografię komputerową głowy, która wykazała rozległy krwiak podczepcowy wzdłuż tylnej powierzchni czaszki o grubości do 15mm oraz taki sam krwiak w okolicy ciemieniowej, lewej. Dodatkowo w tkankach miękkich skóry czaszki krwiak oraz obecne szczeliny złamań w obrębie kości potylicznej po stronie lewej – opisywała, kiedy dziecko trafiło do szpitala w późnych godzinach popołudniowych 4 lipca 2024 roku. – Uwagę zwracało duże wylęknienie dziecka oraz znaczące niedożywienie – dodała oraz opisała inne obrażenia, jakie miała dziewczynka: – Wyniszczenie, niedobór masy ciała z zanikami mięśniowymi, widoczne liczne obrażenia na całym ciele o różnym czasie powstania. Były to siniaki, zadrapania, a na lewym policzku był ślad, który mógł prawdopodobnie odpowiadać przypaleniu papierosem, bądź jakimś innym termicznym działaniom. Dodatkowo dziewczynka miała widoczny rozerwany mięsień okrężny ust, a także ograniczoną ruchomość prawej kończyny górnej, będącą efektem złamania.

Co więcej, lekarka dodała, że u dziewczynki stwierdzono cykl morfologiczny odpowiadający FAS, czyli alkoholowy zespół płodowy. Dodać należy, że jest to siódme dziecko kobiety (pierwsza trójka została jej odebrana za inną sprawę, w której oskarżona była już karana kilka lat temu). 

Ponadto lekarka wskazała, że dziewczynka miała duży odczyn okostnowy, który w interpretacji radiologów i ortopedów, wynikał z samoistnego procesu gojenia, tzn. że jedno ze złamań, jakie miała dziewczynka, nie było w ogóle zaopatrzone. – Dziecko w tym wieku nie do końca jest w stanie samo sobie je zrobić, a z pewnością złamanie kości potylicy z krwiakiem wewnątrzczaszkowym nie mogło powstać samoistnie – zeznawała lekarka i dodała potem: – Myślę że złamanie kości ramiennej powoduje taki ból i ograniczenie ruchomości kończyny, że tutaj mama powinna zauważyć, że z tą rączką dzieje się coś nieprawidłowego.

Ordynator dodała, że dziewczynka miała małe umiejętności motoryczne, wynikające najprawdopodobniej z braku stymulacji rozwoju. Zeznania kolejnych świadków potwierdzały, że 1,5-roczna dziewczynka nie była zbyt aktywna ruchowo. Po kilku miesiącach została ona wypisana ze szpitala jako odżywiona, chodząca i uśmiechająca się – jak stwierdzono, jej pozytywna przemiana była wyraźnie widoczna. 

Obrońca, adw. Jędrzej Kwiczor zapytał, czy szpital w Poznaniu miał wgląd do dokumentacji medycznej dziewczynki od jej urodzenia, a także poruszył kwestię poszczególnych obrażeń dziecka. Zdaniem lekarki dziecko przypięte w przewróconym wózku nie miałoby obrażeń czaszkowo-mózgowych, ale byłyby to urazy o innym charakterze. Adw. Magdalena Światowy-Łuczak, reprezentująca poszkodowaną, zapytała, czy złamania i siniaki mogły ewentualnie powstać podczas nauki chodzenia. Świadek odparła: – Wszystkie dzieci uczą się chodzić, nie wszystkie dzieci mają tego typu obrażenia – w zasadzie większość ich nie ma. Złamania żebra, kończyny górnej wydaje się również mało prawdopodobne podczas nauki chodzenia.

W dalszej kolejności zeznawała jedna z pracowniczek poznańskiego szpitala, która sprawdzała aktywność dziewczynki po tym, jak trafiła na leczenie. – To był straszny widok. Dziecko było wychudzone, przeraźliwie krzyczało, rzucała się na jedzenie i przyznam szczerze wiele dzieci w szpitalu widzieliśmy, ale myślę, że to zapadnie nam w pamięci na długie lata. Przez cały okres hospitalizacji pracownicy oddziałów kupowaliśmy Zuzi ubrania i zabawki, jedzenie, przekąski. Kobieta spędzała z nią czas niemal codziennie, czasem zabierając na spacer wokół szpitala. Jej zdaniem przez te kilka miesięcy pobytu w szpitalu stan dziewczynki poprawił się.

Następnie zeznania złożyła pracowniczka MOPS w Gnieźnie, która podjęła się interwencji w sprawie stanu dziewczynki w lipcu 2024 roku. Opowiedziała, że rodzina K. była pod opieką ośrodka od kwietnia 2024 roku.

– Pani Violetta chętnie współpracowała, wpuszczała do mieszkania. Problemy się zaczynały, kiedy zaczynałam czegoś od niej wymagać – na przykład posprzątania w mieszkaniu. Pani Violetta reagowała agresją, mówiła do mnie, że nie będę jej mówiła, jak ona ma mieć posprzątane w mieszkaniu – przyznała na początku zeznań. Jak stwierdziła, dziewczynka zawsze była ubrana i nie było widać żadnych obrażeń ciała. – Nie podobało mi się to, że dziecko w tym wieku nie zaczyna chodzić. Prosiłam o konsultacje lekarską, wtedy pani Violetta mówiła, że to nie jest potrzebne, bo jej pozostałe dzieci też późno zaczęły chodzić. Naciskałam na to. Pani Violetta reagowała agresją, że ja jestem młoda, a ona jest matką tylu dzieci i co ja mogę wiedzieć – dodała. Jak wspomniała, Violetta K. nigdy nie pozwalała wziąć dziewczynki na ręce, twierdziła, że w ten sposób „przyzwyczai się ją do noszenia”. – Była oschłą matką. Jak wstawała z kanapy i szła do kuchni czy łazienki, a Zuzia płakała, to prosiłam, żeby wzięła ją na ręce, ale ona mówiła, że ona tak ma i że ona wymusza i nie będzie reagować – mówiła.

Świadek opisując mieszkanie rodziny K. wspomina, że było często zabałaganione, niewysprzątane, a do tego było w nim ciemno. Mimo, że posiadało ono trzy pokoje, to wszystkie dzieci spały w jednym, gdzie nie było nawet miejsca do zabawy z uwagi na panujący bałagan. 

– Kolejna wizyta, przyszłam na umówione spotkanie, pani Violetta przyjęła mnie w trzecim pokoju, gdzie była taka graciarnia. Była wtedy bardzo agresywna, wyzywała mnie, przeklinała, powiedziała, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać, że ma okres, że boli ją brzuch, że nie będę jej mówiła, jak ona ma żyć, sprzątać, jak zajmować się dziećmi i wyrzuciła mnie z mieszkania – zeznawała dalej pracownica ośrodka wskazując, że oskarżona momentami zachowywała się jak osoba zaburzona, bo w powyższym przypadku następnego dnia zadzwoniła i prosiła uprzejmie o przyjście w odwiedziny na ul. Kilińskiego. Opiekunka przyszła, ale w asyście innego pracownika MOPS, gdyż czuła się zagrożona. Dalej w zeznaniach opisała, jak trudno było się porozumieć z oskarżoną w sprawie podjęcia działań medycznych względem dziewczynki, w tym wykonania zaległych szczepień. 

O samej interwencji z 4 lipca 2024 roku świadek zeznała: W mieszkaniu było bardzo ciemno, Zuzia była leżała w łóżeczku, przykryta kocykiem, odwrócona bokiem tak, że jej w ogóle nie widziałam. Łóżeczko nie miało zabezpieczenia, bo pani Violetta mówiła, że Zuzia się nie rusza i nie kazała budzić dziecka. Pozostałe dzieci spały w drugim pokoju. Zuzia delikatnie się poruszyła i ja kazałam odkryć ten kocyk i zauważyłam zasinienia na ciele, szyi, twarzy. Kazałam obudzić Zuzię i ją podnieść, na twarzy też miała pełno sińców i miała krwistą ranę na ustach. Pani Violetta zaczęła się tłumaczyć, że te rany na ustach to są afty, zaczęła mi wymachiwać jakimś specyfikiem do smarowania, że to jest antybiotyk. Zapytałam skąd to ma, bo nie było konsultacji lekarskiej, powiedziała, że to jest stare. Stwierdziła, że siniaki są stąd, że Zuzia próbuje chodzić przy łóżeczku, meblach i odbija się – wspomina wydarzenia sprzed kilku miesięcy. 

Widząc stan dziewczynki, pracownica MOPS zadzwoniła do przychodni, ale lekarz odmówił przyjazdu. Dlatego skontaktowała się z innym pracownikiem socjalnym, prosząc o interwencję. Od razu powiadomiono służby. Nie chciałam tego robić przy pani Violetcie, bo bałam się jej reakcji, nie chciałam wychodzić i zostawić jej z dziećmi. Wtedy po raz pierwszy wzięłam Zuzię na ręce, bo nie obchodziło mnie, że nie można jej brać na ręce. Zuzia miała głowę jak gąbkę, czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Dziewczyny zjawiły się bardzo szybko, weszły jako pierwsze, a za nimi weszła od razu policja i pogotowie ratunkowe. Pan z pogotowia jak zobaczył Zuzię to od razu powiedział, że zabieramy dziecko do Poznania do szpitala – wspominała. Przebadano też pozostałe dzieci, przebywające w mieszkaniu, ale nie miały one żadnych obrażeń. 

To wtedy też policja, na prośbę pracownicy MOPS, przebadała alkomatem Violettę K. – ujawniono w organizmie alkohol. Początkowo stwierdzono, że nie ma pod czyją opieką pozostawić dzieci – w końcu zajął się nimi Sławomir K., który wrócił z pracy. Na tym etapie pary nie zatrzymano – stało się to dopiero po ustaleniu, że obrażenia dziecka są wynikiem maltretowania. 

Przez cały czas drugiej odsłony procesu Violetta K. nie wykazywała żadnych emocji, ani kiedy opisywano obrażenia dziewczynki, ani kiedy świadkowie opowiadali, jak już po odebraniu spędzali z nią czas w szpitalu czy chodzili na spacery. Opiekunka rodziny przyznała, że nigdy nie widziała, by dzieci w ogóle bawiły się poza mieszkaniem pomimo, że kamienica posiadała podwórko z trawnikiem. 

Kolejna odsłona postępowania w powyższej sprawie ma się odbyć jeszcze w marcu br.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.