Przy ul. Chociszewskiego, Kilińskiego, Łaskiego, Chrobrego, Jana Pawła II, Warszawskiej czy Mieszka I. To między innymi przy tych ulicach w Gnieźnie stoją budynki, które mogą się „poszczycić” tym, że od co najmniej 80 lat nikt nic nie zrobił z ich elewacją zewnętrzną. Dzięki temu mogą być ciekawą lekcją historii, o której się nie mówi. Świadczy ona o czasie, w którym życie można było stracić na różne sposoby niemal każdego dnia.
Proste linie ze śladami białej farby – często przechodzimy lub przejeżdżamy obok nich i nie zwracamy uwagi na ich istnienie, ponieważ stan zachowania jest bardzo słaby. W większości przypadków są to wyblaknięte fragmenty malunków, które jednak mają podobne cechy – w sporej części są to zwykłe linie, czasem (jeśli czas ich nie zatarł) zakończone strzałkami skierowanymi ku dołowi.
To nic innego, jak wskaźniki LSR (skrót z języka niemieckiego oznaczający Luftschutzraum – w polskim tłumaczeniu schron przeciwlotniczy). Tego typu obiekty, przeznaczone dla ludności cywilnej, były tworzone w budynkach mieszkalnych miast III Rzeszy jeszcze w latach 30., kiedy rozpoczęto tworzenie niemieckiej obrony cywilnej.
W II Rzeczypospolitej równolegle również działały organizacje, stawiające na pierwszym miejscu szkolenie z ochrony mienia i życia – największą z nich była Liga Obrony Przeciwpowietrznej i Przeciwgazowej (LOPP). Poza organizacją schronów dla ludności, zwłaszcza w okresie przed wybuchem wojny, przejawiało się to też wieloma ćwiczeniami czy próbnymi alarmami. Zajęcie ziem polskich przez III Rzeszę spowodowało wprowadzenie zasad obrony przeciwlotniczej, obowiązujących do tej pory w kraju okupanta. O ile początkowo, kiedy wojska niemieckie odnosiły zwycięstwa na różnych frontach i nie przykładano do tego szczególnej uwagi, o tyle sytuacja zmieniła się w połowie II wojny światowej.
Liczne naloty alianckie, dokonywane na miasta niemieckie, wymusiły wprowadzenie zmian w systemie obrony nie tylko mienia, ale przede wszystkim ludności cywilnej (przede wszystkim jednak niemieckiej) także na terenach okupowanych. Z uwagi na ograniczone zasoby materiałowe, decydowano się na wprowadzanie rozwiązań doraźnych, polegających na tworzeniu schronów w piwnicach budynków mieszkalnych oraz użyteczności publicznej, a w razie takiej możliwości – budowania szczelin przeciwlotniczych. Te ostatnie powstały także na terenie Gniezna, m.in. w Parku im. T. Kościuszki, Parku im. R. Kaczorowskiego, jeden pod płytą targowiska (rozebrany w 2013 r.), dwa pod Rynkiem czy koło Szkoły Podstawowej nr 2 (rozebrany w 2012 r.).
Choć Gniezno nie stanowiło ośrodka przemysłowego na tyle istotnego, by mogło stać się celem alianckich nalotów z tego właśnie powodu, to jednak było ważnym węzłem komunikacyjnym dla wojsk III Rzeszy. Pod uwagę był brany ten aspekt, jak i konieczność dostosowania się do odgórnie narzuconych decyzji. Dlatego władze okupacyjne nakazały przystosowanie wielu piwnic domów mieszkalnych na terenie Gniezna do pełnienia roli schronów przeciwlotniczych.
Ich wykonywanie rozpoczęło się prawdopodobnie w 1943 roku i trwało przez kolejny rok. Często też po prostu przystosowywano schrony, które były stworzone wcześniej przez LOPP. Trzeba mieć jednak świadomość, że założeniem schronu było przede wszystkim zabezpieczenie przed odłamkami. W przypadku celnego zrzucenia bomby, która przed samą eksplozją mogła przebić kilka stropów kilkupiętrowej kamienicy, takie miejsce praktycznie nie było w stanie ochronić. Niemniej, innego wyjścia nie było, a przy realizacji schronów swoje produkty przedstawiały liczne firmy niemieckie, oferujące niezbędne wyposażenie, jak np. zbiorniki na wodę, urządzenia wentylacyjne, latarki czy też stalowe włazy drzwiowe lub okienne – te ostatnie zachowały się chociażby na budynku II Liceum Ogólnokształcącego oraz koszarach przy ul. Wrzesińskiej.
Problemem, jaki napotykano w sytuacji ogłoszenia alarmu, było szybkie znalezienie lokalizacji schronu, a dalej idąc – odpowiednie oznaczenie wejść. W związku z tym od 1944 roku administratorzy budynków mieli obowiązek oznakowania na elewacji kamienicy dokładnego położenia LSR właśnie w formie strzałek. Ułatwiały one odnalezienie schronu w momencie, kiedy zawyły syreny, a na ulicach znajdowały się przypadkowe osoby, nieznające danej okolicy. Co więcej, w przypadku zbombardowania budynku i przysypania ulic gruzem, oznaczenia te pozwalały na ewentualne ustalenie drogi dojścia do zasypanych.
Minęło prawie 80 lat i na elewacjach gnieźnieńskich kamienic wciąż widoczne są wspomniane oznaczenia, choć z dekady na dekadę blakną coraz bardziej. Przybierają formę linii, strzałek lub napisów, które wyglądają bardziej jak zabrudzenia niż malunki sięgające swoją metryką okresu okupacji. Wiele z nich już zniknęło pod warstwami nowych farb, tynków, albo po prostu się rozmyły. Poniżej te przykłady, które są najbardziej widoczne na ulicach Gniezna mimo upływu czasu – podobnie jak dawne murale.