|  Rafał Wichniewicz  |  1 komentarz

Miał być spichlerz, a był hotel i restauracja. Dzieje budynku „pod Lipami”

Ta historia mogłaby pozostać w skromnych zasobach archiwalnych, gdyby nie pamięć przechowywana w rodzinnym albumie dawnego właściciela firmy, która funkcjonowała w tym miejscu. Mowa o „Hotelu pod Lipami”, którego to wspomnienie przetrwało w prywatnych zasobach. Dziś budynek, w którym się mieścił, mija codziennie tysiące osób, nie znając nawet jego dziejów – pora je opowiedzieć.

Do opowiedzenia historii budynku stojącego na rogu ul. Chrobrego i Lecha zachęciła nas jedna z mieszkanek Gniezna. Pani Krystyna, przeczytawszy kilka miesięcy temu artykuł o Hotelu Centralnym, który działał przy ul. Mieszka I, postanowiła przybliżyć dzieje podobnego obiektu, należącego do jej dziadka. Ale historia tego miejsca zaczyna się jeszcze wcześniej.

Warto się cofnąć o 200 lat – do trzeciej dekady XIX wieku. To wtedy w ten rejon dotarła urbanizacja miasta w ramach planu rozbudowy Gniezna o projektowaną dzielnicę tzw. Nowe Miasto. Do tej pory ten obszar, częściowo podmokły, a miejscami wykorzystywany pod ogrodnictwo, należał już do… Kawiar. W tym rejonie właśnie przebiegała granica podziału dawnej wsi, dziś znajdującej się na terenie miasta, choć przecież… obecnie położonej raczej daleko od centrum.

A tym czasem ul. Lecha faktycznie kiedyś prowadziła aż do dzisiejszej ul. Kawiary, która obecnie zaczyna się kilometr od tego miejsca. Ten przebieg dróg, które prawdopodobnie odzwierciedlały dawną, wiejską sieć połączeń, przerwała budowa kolei na przełomie lat 60. i 70. XIX wieku. Odtąd ul. Lecha stała się „ślepa” choć tak naprawdę zyskała wraz z budową dworca i rozpoczęciem kursowania pociągów, co nastąpiło od 1872 roku. Wkrótce wzdłuż niej zaczęło powstawać wiele budynków mieszkalnych, tak jak zresztą stało się przy ul. Chrobrego. Te ulice stały się „oknem na świat” dla Gniezna.

W tym samym czasie, ulokowaniem na terenie Gniezna swoich interesów zainteresował Bank Rolniczo-Przemysłowy Kwilecki, Potocki i Spółka, działający w Poznaniu. Właściciele tej firmy zwrócili uwagę na perspektywiczną działkę u zbiegu dróg prowadzących do nowo utworzonych terenów kolejowych – stacji pasażerskiej (na końcu ul. Lecha) i towarowej (na końcu dzisiejszej ul. Chrobrego).

– Od tamecznych małżonków Paczkowskich w Gnieźnie osiadłych nabyliśmy nieruchomość, na której zamierzamy wedle dołączonego przez tamecznego budowniczego pana Ballensted sporządzonego kosztorysu oraz i rysunku wybudować spichlerz w objętości pptr 400 węcpli zboża – pisali w piśmie skierowanym do Magistratu w marcu 1872 roku z prośbą o pozwolenie na budowę nowego budynku, zaznaczając iż sprawa jest pilna. Sam gmach miał mieć fundamenty kamienne, konstrukcję ceglaną z drewnianymi stropami. Na parterze miał być docelowo składowany spirytus lub wełna, a na pozostałych piętrach – zboże.

Po otrzymaniu zgody, został on pobudowany najpewniej jeszcze w 1872 roku, a więc w tym samym czasie, kiedy do Gniezna dotarła kolej. Prawdopodobnie w najbliższej okolicy nie było jeszcze żadnej z dziś istniejących tu kamienic, koszary piechoty dopiero planowano postawić, a nieco dalej wkrótce powstała miejska gazownia. Stąd nie ma się co dziwić, że ten niezbyt wyszukany architektonicznie obiekt stanął przy dziś jednej z najważniejszych arterii miejskich. Kiedy go budowano, niezbyt wiele się tu „działo”.

Prawdopodobnie jednak Kwilecki, Potocki i Spółka długo nie byli właścicielami obiektu. Wkrótce też magazyn został sprzedany i przekształcony w obiekt mieszkalny. W dokumentacji archiwalnej jest spora luka, trwająca aż do końca lat 10. XX wieku, jednak wiadomo iż na przełomie XIX i XX wieku właścicielem nieruchomości przy ówczesnej Lindenstrasse 13 był Karl Fechner, a następnie Berta Fechner. To właśnie od tej rodziny 14 kwietnia 1919 roku zakupił ją Stanisław Krawczyński. Wówczas już w budynku działała restauracja na parterze, oferująca „ciepłe i zimne potrawy każdego czasu”.

Zanim o nowym właścicielu będzie mowa, warto jeszcze zatrzymać się przy samej pruskiej nazwie ulicy. Lindenstrasse, czyli ulica Lipowa, zaczynała się od dzisiejszego skrzyżowania z ul. Łubieńskiego i prowadziła do samej stacji towarowej. Wzdłuż niej, zgodnie z nazwą, zasadzone były lipy, z których niewiele już przetrwało do naszych czasów. Kiedy w 1919 roku dokonano polonizacji nazw ulic, a Wilhelmstrasse i Lindenstrasse połączono w jedną jako ul. Chrobrego. Intersująca nas posesja zamiast nr 13 otrzymała nr 27.

Od momentu przejęcia nieruchomości przez Stanisława Krawczyńskiego w 1919 roku, postanowił on, że będzie kontynuował dotychczasową działalność przybytku pod nazwą „Hotel pod Lipami”. Na parterze pozostała restauracja, a na I i II piętrze – hotel. Część budynku przeznaczył także pod mieszkanie dla swojej rodziny, służby, a także pod wynajem. W latach 20. działało tu kilka firm, m.in. trudniących się handlem nieruchomościami, ale też pojawiały się inne, mniejsze usługi.

Główną funkcją były jednak noclegi oraz restauracja, dla której od strony ul. Lecha urządzony był mały ogródek gastronomiczny. Jeszcze przed wojną ul. Lecha nie była tak szeroka u swojego wlotu w ul. Chrobrego, albowiem bezpośredni dojazd do ul. Sobieskiego prowadził „pod kątem”. Dopiero w 1971 roku ścięto fragment posesji, prowadząc ruch z ul. Lecha na wprost w Sobieskiego, ale przy tym chodnik doprowadzono bezpośrednio pod budynek nr 27.

– Był to czas, kiedy nie było jeszcze lodówek, dlatego dziadek wykopał pod podłogą w lokalu dość dużą niszę dla mało trwałej żywności. Kiedy robiłam remont lokalu, odnalazłam ją. Śniadania składały się z kawy zbożowej, bułki z masłem i serem, na obiad serwowano różne zupy, gulasz, schabowego, a kolacja składała się z białej kiełbasy, kapusty kiszonej i jajek. Wszystko od podstaw było wykonywane na miejscu. Może dlatego w mojej rodzinie stało się tradycją robienie białej kiełbasy samemu. Na sylwestra dla gości, którzy przebywali do godziny 24 serwował darmowe golonki. Oprócz jedzenia naturalnie w sprzedaży był także alkohol. W tym wódka, którą dziadek nazwał „Tata z mamą” – wspomina pani Krystyna Sajkowska, wnuczka Stanisława Krawczyńskiego. Ponadto na parterze znajdował się jeszcze salon z dwoma stołami bilardowymi.

Stanisław Krawczyński był trzykrotnie żonaty (dwie jego pierwsze żony zmarły w okresie międzywojennym), doczekał się kilkorga dzieci, a prowadząc przy tym jeszcze interes znajdował czas na aktywność społeczną. Działał w Bractwie Kurkowym, Towarzystwie Restauratorów, Hotelistów i Właścicieli Kawiarń, a nawet kandydował do Sejmu w 1928 roku. W samym hotelu w latach 30. odbywały się także spotkania organizacji zrzeszających różne środowiska.

Właściciel przybytku musiał liczyć się nie tylko z klientami, ale też… wandalami. W lipcu 1928 roku sam Stanisław Krawczyński utyskiwał redaktorowi dziennika „Lech”, że: (…) łobuzerja niszczy jego ogródki, wyrywając młode flance, rujnując ścieżki kwietne i łamiąc gałęzie drzew. Jak widać, ten znajomy współczesnym problem bezmyślnego chuligaństwa nie jest czymś nowym…

Stanisław Krawczyński miał trzech synów. Najstarszy, Florian, ukończył przed wojną studia i podjął pracę wykładowcy w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni. Trafił do niewoli sowieckiej, został wywieziony na Syberię, skąd z Armią Andersa przedostał się na zachód, gdzie już pozostał po wojnie. Jego przedwojenna narzeczona, Krysia, usiłowała się do niego przedostać, ale została złapana i zamordowana przez UB.
Bracia Zygmunt i Bolesław brali udział w obronie wrześniowej i zostali wzięci do niewoli, w której spędzili całą wojnę. Bolesław po powrocie do Gniezna, skończył studia i zaczął pracować w Spółdzielni Metalowców, gdzie zaangażował się we współtworzenie gnieźnieńskiego żużla. Jedyna córka Stanisławawa Krawczyńskiego, Czesława, wyszła za Antoniego Silskiego.

Pani Krystyna jest córą Bolesława, najmłodszego z synów. – Pamiętam pewną historię związaną z wyzwoleniem naszego miasta, którą opowiadali mi rodzice. Kiedy Gniezno zostało wyzwolone zaczęła w lokalu pracować moja mama. Któregoś dnia do restauracji weszli rosyjscy żołnierze. Jednemu z nich nie spodobało się zachowanie jej, ponieważ odrzucała jego zaloty. Niezadowolony z tego wyjął pistolet i chciał ją zastrzelić. Dzięki interwencji klientów przebywających w lokalu nie doszło do tragedii – opowiada.

Po wojnie w budynku przywrócono jedynie do funkcjonowania restaurację, a dawne pokoje hotelowe przeznaczono na kwaterunek. Stanisław Krawczyński zmarł w 1946 roku. W 1950 roku lokal został odebrany przez władze komunistyczne, choć rodzina wciąż w nim mieszkała. Podczas remontu w 1976 roku, w ścianach i pod podłogą znajdowano jeszcze ziarna z dawnego spichlerza. Nieruchomość powróciła do rodziny w 1989 roku, ale to już jest zupełnie inna historia.

Z dziejami posesji przy ul. Chrobrego nr 27 związane są jeszcze dwa ciekawe wątki. Pierwsza jest taka, że na wysokości ogrodu od strony ul. Lecha w latach 20. pobudowano murowany kiosk, który istniał tu przez długie lata. W okresie PRL-u urządzono w tym miejscu niewielki skwer, a na pustej ścianie sąsiedniej kamienicy powstał mural Wielkopolskich Zakładów Obuwia „Polania”. W tym też miejscu kilkanaście lat temu powstał nowy budynek mieszkalny.

Druga historia ma kontekst kryminalny i dotyczy podwójnego morderstwa, dokonanego w sierpniu 1930 roku w fabryce luster przy ul. Lecha 12 (zobacz więcej). Oto 28-letni Edmund Przybylski, zeznając później przed sądem za swój popełniony czyn opowiedział, że przed dokonaniem zbrodni udał się do położonego w niedużej odległości „Hotelu pod Lipami”, gdzie dla odwagi wypił kilka wiśniówek. Po ich spożyciu udał się do wspomnianego zakładu i z zimną krwią zastrzelił najpierw syna właściciela firmy Hansa Warma, a następnie swoją byłą narzeczoną Kazimierę Skibińską.

Taka jest historia posesji przy ul. Chrobrego 27 – budynku niepozornego, niezbyt zwracającego na siebie uwagę, ale jak widać opowiadającego fragment dziejów tego fyrtla.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Eugeniusz
Eugeniusz
20/04/2025 17:54

Później córka Krawczyńskiego otworzyła produkcję majonezu w Niechanowie a jej siostra została żoną leśniczego w Skorzęcinie – znam tą historię – a obok był na Lecha był zakład kamieniarski Setkowicz a później Rożek – tam gdzie stoi ten nowo wybudowany blok – a co najważniejsze tam gdzie teraz są zakłady gry to był najlepszy bar u rybki – później pod lipami – no i tak



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.