|  Rafał Wichniewicz  |  Zostaw komentarz

Gniezno, 22 stycznia 1945 roku

Kiedy nastał poniedziałkowy świt, front był już daleko od Gniezna. Kanonada była jednak słyszalna, a gdzieniegdzie w okolicy wciąż padały strzały.

Miasto było niczyje – nie istniały żadne struktury władz lokalnych czy porządkowych. Posiadający do niedawna pracę w niemieckich zakładach i firmach gnieźnianie nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Trwał jednocześnie szaber obiektów, którymi zarządzali do niedawna Niemcy. Otwarto magazyny wojskowe, które znajdowały się w różnych punktach miasta, a także w świątyniach – m.in. w kościele OO. Franciszkanów czy św. Wawrzyńca. Znajdywano tam racje żywnościowe, sprzęt wojskowy i umundurowanie, tak bardzo potrzebne w obliczu trwającego silnego mrozu i braku odzieży. 

Kolejarze zaczęli otwierać wagony, które stały na Arkuszewie w rejonie składnicy wojskowej. W jednym z nich odnaleziono ogromną ilość sprzętu gaśniczego, dlatego natychmiast zadzwoniono do miejscowej Straży Pożarnej. Strażacy, pozbawieni przez Niemców ekwipunku (którzy wywieźli wszystko oprócz kilku starych węży i jednej przedwojennej pompy), natychmiast pojechali furmankami po zdobycz.

Ci, którzy poczuwali się do obowiązku pracy, przyszli do zakładów i starali się pilnować mienia. Powstawały samorzutne oddziały porządkowe, ale mimo iż w Gnieźnie przebywały już oddziały Armii Czerwonej, nic sobie z tego faktu nie robiły poza jednym – rabunkiem magazynów z alkoholem wespół z mieszkańcami Gniezna, a także mordowaniem kolejnych Niemców. W przypadku tego pierwszego łupem padły spore magazyny dawnej fabryki wódek i likierów B. Kasprowicza, znajdujące się przy ul. Dąbrówki. Same zabójstwa miały miejsce na terenie całego miasta, a jego ofiarami padali głównie ranni żołnierze niemieccy czy zwykli cywile. Tak zginął m.in. August Hoffman, którego rodzina od pokoleń żyła w Gnieźnie i zajmowała się ogrodnictwem. Rosjanie weszli do jego domu, znajdującego się niedaleko ogrodu zlokalizowanego u zbiegu ul. Libelta i Roosevelta (wówczas – Trzemeszeńska) i zamordowali w sypialni. Później jego zwłoki wywleczono przed budynek i porzucono na wejściu, gdzie leżały przez kilka dni. Kilku odważnych Polaków pomogło grupie rannych żołnierzy niemieckich, ewakuować ich i przewieźć ze szpitala polowego zlokalizowanego w dzisiejszym Ekonomiku do szpitala miejskiego.

Co rusz nad miastem pojawiały się samoloty sowieckie, ale generalnie w samym mieście nie zatrzymywał się żaden pojazd wojskowy – wszystkie parły naprzód w kierunku Poznania i Wągrowca. Zaczęli się pojawiać także pierwsi powracający z tułaczki – podążali nie na zachód, jak uciekający Niemcy i maruderzy, ale na wschód – do swoich domów. Porzucali gospodarstwa niemieckie, na których byli zmuszani do pracy, a także uciekali od linii frontu.

Tymczasem rabunek magazynów trwał w zasadzie aż do ich wyczerpania. Później gnieźnianie przez jeszcze wiele lat nosili stroje, które powstały po przerobieniu ich z niemieckich ubiorów wojskowych…

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.