Takich historii jest wiele. Setki, tysiące, setki tysięcy. Dotyczyły ludzi młodych i starych, kobiet i mężczyzn, robotników i urzędników, bogatych i biednych. Gnieźnian także, a Wacław był jednym z nich.
„Moi Kochani!”
Przed kilkoma miesiącami zadzwonił telefon. Znajomy głos przekazał iż od swojego krewnego otrzymał nietypowe listy sprzed 70 lat: – Musisz to zobaczyć. Być może ciebie zainteresują – powiedział. Siedem dekad, tematyka dotycząca Gniezna – dla regionalisty to już brzmi ciekawie. Po kilku dniach spotkaliśmy się i odebrałem teczkę z dokumentami. W domu, już na spokojne, otwierała się nowa historia. Była tam legitymacja studencka z lat 30. Ze zdjęcia spoglądał młody, około 19-letni chłopak. Były też listy. Jeden z nich zaczynał się tak:
Moi Kochani!
Jestem zdrowy i często o Was myślę. Rozkoszuję się świeżym powietrzem. Mamo, nie martw się o mnie. Dużo szczęścia młodej parze! Czy Hedwig pracuje? (…)
To był tylko fragment pierwszego listu z dziewięciu, jakie były w teczce. Datowany był na 16 czerwca 1940 roku. Miejsce nadania: Konzetrationslager Dachau 3K. Jego autorem był więzień numer 9034 Wacław Wymysłowski, gnieźnianin. Nie ma chyba rodziny w Polsce, na której okupacja niemiecka nie odcisnęłaby piętna. Miliony zamordowanych, zesłanych do obozów czy na roboty do Rzeszy. Setki tysięcy rozdzielonych rodzin, zniszczonych domów, odebranych majątków i porzuconych rodzinnych pamiątek. Spopielona pamięć.
Od początku
Po zapoznaniu się z treścią listów, nie tylko wysłanych z obozu, skontaktowałem się z ostatnim posiadaczem tych dokumentów – bydgoszczaninem Andrzejem Buszke, dla którego Wacław był wujkiem. Właściwie to byłby, gdyż nigdy go nie miał okazji poznać. Chciałem porozmawiać i by się dowiedzieć, co się stało na początku lat 40.
Wacław Wymysłowski urodził się w Mławie (dziś województwo mazowieckie) 19 września 1916 roku. W tej miejscowości jego ojciec Józef miał też swój zakład piekarniczy: – Dziadek był bardzo obrotnym i dobrym cukiernikiem. Przez długie lata pracował w carskiej Rosji, gdzie nauczył się zawodu i go praktykował – mówi Andrzej Buszke.
Józef Wymysłowski był światowym człowiekiem – w swoim fachu pracował w Warszawie, Krakowie, Petersburgu, Kijowe a nawet w Taszkiencie: – Później z zarobionymi pieniędzmi przyjechał na polskie ziemie i otworzył swój interes, który z powodzeniem rozwijał – mówi Andrzej Buszke. Pierwszym zakładem była otwarta w 1911 roku cukiernia w Mławie, którą prowadził do 1920 roku: – Firmę prowadził też w Bydgoszczy, gdzie na Placu Piastowskim miał kawiarnię i swoją willę na ul. Pomorskiej. Po sąsiedzku mieszkał znany krytyk literacki i pisarz Adam Grzymała-Siedlecki – mówi Andrzej Buszke. Z dziś już niejasnych powodów, jak przekazał mój rozmówca, Józef Wymysłowski wraz z żoną Kazimierą oraz dziećmi przeniósł się do Gniezna.
Absolwent
W Grodzie Lecha w lipcu 1928 roku kupuje od p. Hoffmana lokal przy ul. Łubieńskiego, który otwiera jako cukiernię i kawiarnię „Esplanada”. Jedną z pamiątek rodzinnych jest Ilustracja Wielkopolska z 1929 roku – w niej to znajduje się – dziś byśmy to tak nazwali – artykuł sponsorowany, przedstawiający gnieźnieńską „Esplanadę”. Gazetę wydano w czasie otwarcia pierwszej Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu – w Gnieźnie wówczas nocowało wielu gości. Miasto było wtedy celem licznych wycieczek z tej okazji, a kawiarnia przy ul. Łubieńskiego znajdowała się przecież po drodze z dworca do katedry.
Tu w Gnieźnie dojrzewający Wacław idzie do Państwowego Gimnazjum i Liceum im. B. Chrobrego, mieszczącego się w dzisiejszym „Medyku” przy ul. Mieszka I. W sierpniu 1933 roku, w przededniu rozpoczęcia ostatniego roku nauki, nagle umiera jego ojciec. Prowadzenie interesu przejmuje Kazimiera Wymysłowska, choć kryzys lat 30. także odciska piętno na branży cukierniczej i firma działa z różnym efektem.
Mimo nieszczęścia, jakie dotyka młodego chłopaka, kończy szkołę w 1934 roku i od razu składa dokumenty do Wyższej Szkoły Handlowej w Poznaniu, gdzie zostaje słuchaczem zwyczajnym na kierunku ekonomicznym. Uczęszcza na zajęcia z arytmetyki handlowej, księgowości i zalicza wszystkie trzy trymestry. Indeks WSH jednak na tym się kończy: – On był bardzo pobożny, podobnie jak cała rodzina od strony matki i chciał wstąpić do seminarium duchownego – przekazał Andrzej Buszke. Do wspomnianego seminarium nie poszedł. Z Wyższej Szkoły Handlowej wychodzi ze świadectwem ukończenia egzaminu ze stenografii w stopniu dobrym. Później wybrał się na Uniwersytet Poznański, skąd z maja 1938 roku zachowało się świadectwo zdania egzaminu z „rachunkowości państwowej”. Był wówczas studentem Wydziału Prawno-Ekonomicznego. Ze służbą wojskową też miał problem, z uwagi na dość dużą wadę wzroku, która zmuszała go do korzystania z grubych okularów.
Akcja
Miał 22 lata, kiedy III Rzesza zaatakowała Polskę. Wojsko niemieckie wkroczyło do Gniezna na 8 dni przed jego 23 urodzinami: – Nie wiem co się stało, w rodzinie aż tak często o tym zdarzeniu się nie mówiło. Wujek przebywał w Gnieźnie wraz ze swoim starszym bratem i siostrą. W 1940 roku on i jego koledzy z gimnazjum gnieźnieńskiego, chcieli zrobić nocną akcję wyniesienia przyrządów z pracowni szkolnej. Do czego to było im potrzebne, dziś już nie wiem, być może do jakichś działań konspiracyjnych – mówi Andrzej Buszke. Fakt ten może potwierdzać informacja zawarta w artykule Stanisława Włodarczyka zamieszczonego w publikacji Gniezno i Ziemia Gnieźnieńska. Walka o wolność narodową i społeczną 1918 – 1945. Jak wzmiankuje on, polski ruch oporu opierał się także na działających przed wojną stowarzyszeniach – w tym byłych Wychowankach Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego.
Akcja, skądinąd mająca dla okupanta znamiona kradzieży, musiała mieć miejsce w pierwszych miesiącach 1940 roku. W niejasnych już dziś okolicznościach Wacław wraz z kolegami zostaje aresztowany przez Kriminal Polizei (Kripo) i trafia do aresztu. Na pewno jest przesłuchiwany w Gestapo i przebywał w więzieniu przy ul. Franciszkańskiej. Dowody winy w warunkach okupacyjnych były ewidentne – Wacław po prostu był Polakiem. Został skazany na obóz koncentracyjny.
Rozkwitała wiosna, kiedy młody gnieźnianin jechał wagonem bydlęcym wgłąb Rzeszy. Wiadomo iż rodzina czyniła wszelkie starania, by młody Wymysłowski mógł odzyskać wolność. Listy pisała matka Kazimiera. Zachowały się jedynie odpowiedzi. Pierwsza z nich to wiadomość od prezesa rejencji inowrocławskiej, pod którą podlegało Gniezno. Wysłana została 4 października 1940 roku:
„W odpowiedzi na list z 28 września 1940 roku wyjaśniam iż wniosek o zwolnienie pani syna Wacława należy przekazać do jurysdykcji tutejszej Tajnej Policji Państwowej.”
Kolejnym listem było pismo wysłane do kancelarii dowódcy NSDAP w Berlinie (sic!). To tylko pokazuje iż matka czyniła wszystko w celu uwolnienia swojego syna. Odpowiedź przyszła po miesiącu od nadania, a nadawca odpowiadał iż sprawa została przekazana do weryfikacji w głównej siedzibie Gestapo w Berlinie. O tym, jaka była decyzja (o ile w ogóle ona była), można się jedynie domyślać.
Listy z niewoli
Dziś, po 75 latach od tamtych wydarzeń wiemy, jaka była obozowa rzeczywistość. Znamy obraz setek tysięcy przekazów ustnych, nagrań, zdjęć, opowiadających o maltretowaniu, biciu, poniżaniu, rozstrzeliwaniu, gazowaniu ludzi i paleniu ich w krematoriach. Tym bardziej szokująca dla współczesnych może być treść listów Wacława.
Nie wiadomo kiedy wysłał swój pierwszy list z niewoli. W przekazanej „kolekcji” najstarszy jest z 16 czerwca 1940 roku. Wszystkie są w języku niemieckim, który Wacław dobrze znał i zapisane są na oficjalnym obozowym papierze pocztowym. Jest nim nie tylko nazwa miejsca pobytu, ale także przepisy dotyczące tego, co można w liście napisać. W tym pierwszym, nadanym w Dachau w połowie czerwca 1940 roku czytamy:
Moi Kochani!
Jestem zdrowy i często o Was myślę. Rozkoszuję się świeżym powietrzem. Mamo, nie martw się o mnie! Dużo szczęścia młodej parze! Czy Hedwig pracuje? Piszcie do mnie krótko, po niemiecku i pamiętajcie o przestrzeganiu przepisów. Pozdrowienia również dla Pani Buschke! Ucałowania przesyła
Wacek
Kolejny list przyszedł 14 lipca 1940 roku, w którym Wacław pisze m.in.
Moi Kochani!
(…) Ja jestem zdrowy, ale bardzo za Wami tęsknię. Mam nadzieję, ze wkrótce się zobaczymy. Tutaj mam wielu przyjaciół i znajomych. Pomagamy sobie wzajemnie. Nie martwcie się o mnie i bądźcie dobrej myśli. Następnym razem napiszcie mi coś więcej, ponieważ z utęsknieniem czekam na wieści od Was. Ucałujcie wszystkich w domu! Pozdrowienia dla Janka. Gdzie jest Marek?
Wasz ukochany syn Wacek
W Dachau Wacław Wymysłowski otrzymuje numer obozowy 9034. Przebywa najpierw w bloku nr 9, potem od lipca w nr 13, sala 1. U Niemców wszystko musi być ułożone zgodnie według „Ordnungu”, nawet w listach – żeby rodzina wiedziała, gdzie dokładnie adresować odpowiedź.
W sierpniu nadchodzi już list z Austrii – z Mauthausen, a dokładniej z podobozu Gusen. Wacław niemal na pewno jest w jednym z pierwszych transportów, które do niego trafiają. Obóz Mauthausen-Gusen utworzono w maju 1940 roku, a jego założeniem było m.in. wyniszczenie zesłanej w niewolę polskiej inteligencji.
11 sierpnia 1940 roku Wacław, teraz przebywający w bloku nr 23 sala A pisał:
Moi Kochani!
Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że wszyscy jesteście zdrowi, że Tadzia lepiej się już czuje i że dobrze się macie (…). Jak już wiecie jestem teraz w innym obozie w Austrii. Okolica jest ładna, a powietrze cieplejsze (…). Wciąż za Wami tęsknię. Już minęło pięć miesięcy i nikt nie wie jak długo to jeszcze potrwa. Nie tracę nadziei i wierzę w pomoc Najwyższego.
Pozdrowienia i ucałowania przesyła
Wacek
List z sierpnia jest jedynym, który nosi ślad po cenzurze – wycięta została jedna linijka tekstu. Więźniom nie wolno było pisać o warunkach panujących w obozie, ani w jakikolwiek sposób informować o złym stanie zdrowia, głodzie czy rodzaju wykonywanej pracy. W Mauthausen-Gusen więźniowie pracowali przy kamieniołomach, gdzie wykonywali pracę ponad ludzkie siły, kując skały i dźwigając ciężkie kamienie. Część z nich „zatrudniona” była także w lokalnych zakładach zbrojeniowych, jednak z posiadanych informacji wynika iż Wacław został wcielony do komanda zatrudnionego przy kamieniach.
Okulary
Z listu nadesłanego 27 września 1940 roku wynika iż rodzina wysłała mu pieniądze. Zapewniał także: – Czuję się dobrze. Brzmi to co najmniej dziwnie, kiedy dziś wiemy już, jaka była obozowa rzeczywistość. W liście z 27 października 1940 roku wspomina iż otrzymał od rodziny 10 marek, za które dziękował i prosił o kolejne listy i pieniądze. Pisze także:
(…) Ja również jestem zdrowy, chociaż żałuję, że nie zabrałem cieplejszego swetra. Myślę często o Was i proszę Boga, abym mógł jak najszybciej Was zobaczyć. O tę modlitwę proszę również Was (…).
W liście z 1 grudnia 1940 roku Wacław pisze:
(…) Dla Was wszystkich – „Wesołych świąt!”. Jesteście zdrowi? Piszcie do mnie! Z okazji świąt mogę otrzymać paczkę (najlepiej z wytopionym smalcem), która musi przyjść pomiędzy 10 a 17 grudnia.
Wacek
W kolejnej korespondencji z 26 stycznia 1941 roku Wacław dziękuje za nadesłaną paczkę i zwraca się do najbliższych:
(…) Niech Nowy Rok będzie dla Was jak najlepszy. Często myślę o Was i czekam na moment, kiedy znów będę mógł Was zobaczyć i pocieszyć kochaną mamę. (…) Jestem zdrowy i cieszę się, że połowa zimy już za nami. Przyślijcie mi szal i rękawiczki, jeśli to możliwe. Serdeczne pozdrowienia i ucałowania!
Wacek
Kolejny list jest dopiero z 27 kwietnia 1941 roku. Wówczas Wacław przebywał w Gusen w bloku nr 4, sala B:
Moi Kochani!
Ogromną radość sprawiły mi dwa ostatnie listy, które napisała do mnie Jadzia. Dziękuję również za pieniądze. Ciesze się, że Jadzia szczęśliwie wróciła do domu i że wszyscy są zdrowi. Jak spędziliście święta Wielkanocne? Co słychać u młodej pary? Mieszkacie wszyscy razem? Jesli o mnie chodzi to nie mam wiele do pisania. Dzięki Bogu jestem zdrowy i mam nadzieję, że szybko się zobaczymy.
Całuję Was mocno! Pozdrówcie panią Wandę, wujków, Romka i wszystkich znajomych!
Wacek
Następny list przyszedł po około dwóch miesiącach. Nie był autorstwa Wacława. Był to jego akt zgonu nadany w Mauthausen 9 czerwca 1941 roku. Jak wynikało z jego treści „Wacek” zmarł 8 czerwca 1941 roku o godzinie 8:30. Nie ma ani słowa o przyczynie śmierci, a jedynie iż nastąpiło to w Mauthausen. Nie ma też informacji, że do zgonu doszło w obozie koncentracyjnym. Po prostu – umarł: – Po wojnie z mamą skontaktował się kolega z obozu, który się uratował i był świadkiem śmierci Wacława. Powiedział iż Wacław był już przemęczony pracą, nie miał już siły i upadł. Wtedy spadły mu okulary z nosa, a bez nich nic nie widział. Został na miejscu skopany przez esesmana, po czym prawdopodobnie jeszcze żywego rzucono go na stertę ciał i tam zapewne umarł – mówi Andrzej Buszke.
Wraz z informacją o śmierci Wacława przyszła także wiadomość, że jeśli rodzina opłaci przesyłkę, to władze obozowe mogą wysłać do Gniezna urnę z prochami zmarłego: – Mama Kazimiera nie chciała nawet o tym słyszeć. Wszyscy wiedzieli, że jeśli przyślą prochy, to nie ma żadnej pewności iż będą one Wacława – przyznaje Andrzej Buszke.
„Powojnie”
Na początku okupacji „Esplanada” została odebrana rodzinie Wymysłowskich. Do 1945 roku służyła jako kawiarnia przeznaczona „tylko dla Niemców”, a przed wejściem do niej często powiewała flaga ze swastyką. Po wojnie została przejęta przez władze: – Nacjonalizacji poddawane były zakłady zatrudniające bodajże powyżej 10 osób, a tu tymczasem zatrudnionych było, włącznie z praczką, kelnerami, kawiarką, cukiernikiem kilka osób, ale to prawo tak nie działało. Mimo posiadania dokumentów, firmę odebrano. Później, po latach dostała odszkodowanie tylko za zostawione meble i maszyny – mówi Andrzej Buszke. W końcu dawna „Esplanada” została przemianowana na „Eskę”. Lokal po dawnej kawiarni został przedzielony – w jednej części znajduje się tu sklep spożywczy, a w drugiej piekarnia z cukiernią.
Kazimiera Wymysłowska zmarła w 1977 roku. Nigdy, ani ona, ani nikt z członków rodziny nie odwiedził obozu w Mauthausen-Gusen. Symbolicznie na grobie rodziców na cmentarzu św. Piotra umieszczona została tablica upamiętniająca Wacława Wymysłowskiego. Jest on także wspomniany w corocznym Apelu Pamięci I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego, która to szkoła jest spadkobiercą przedwojennego Gimnazjum i Liceum tegoż samego patrona. Wacław Wymysłowski jest wymieniany jako jeden z kilkudziesięciu „poległych w konspiracji, zamęczonych w obozach koncentracyjnych i więzieniach” absolwentów szkoły.
Można powiedzieć iż historia „Wacka” jest jedną z setek tysięcy opowieści o ludziach, którzy nie powrócili do swoich domów po wojnie, a których prochy już dawno rozwiał wiatr. Być może jednak warto ją opisać w imię słów, które brzmią we wspomnianym Apelu Pamięci, odczytywanym od 1945 roku: – Ślubujemy Wam, Cienie Poległych i Zmarłych, że pamięć o Was przekazywać będziemy naszym następcom. Zrobimy wszystko co możliwe, aby nie zginęła.
W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.