|  Rafał Wichniewicz  |  Zostaw komentarz

Przestroga dla władzy

Wydarzenie, które miało miejsce na ul. Chrobrego pod koniec 1936 roku, jest dziś zupełnie zapomniane, a być może powinno być przestrogą dla współczesnych…

Dzisiejsza nostalgia za okresem międzywojennym, przywołuje zazwyczaj dawną kulturę tego czasu. Modne stroje, eleganckie samochody, projekcje filmowe w kinach, pikniki w Jelonku, defilady wojskowe czy cotygodniowe dancingi w licznych gnieźnieńskich lokalach – to pierwsze myśli, jakie pojawiały się, gdy jeszcze można o to było zapytać mieszkańców, żyjących w tamtych czasach. Rzeczywistość jednak w owym okresie nie była taka kolorowa, a sytuacja gospodarcza miasta była o wiele gorsza od tej, jaką mamy obecnie.

Od odzyskania niepodległości aż do końca lat 20., Gród Lecha był świadkiem powolnego i stabilnego rozwoju, choć raczej można mówić o pewnej normalizacji. Zakłady, które powstały „za Niemca”, wciąż funkcjonowały, a liczne przedsiębiorstwa żydowskie i niemieckie, zostały przejęte przez Polaków po emigracji ich dotychczasowych właścicieli. Sporadycznie zdarzały się też zwolnienia i strajki, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Bezrobocie wywołane kryzysem z początku lat 30., znacząco odbiło się na kondycji finansowej mieszkańców Gniezna, przez co sytuacja stała się dramatyczna.

Jeszcze w latach 20. odbywały się na terenie Gniezna wiece i strajki, związane z ludźmi aktywnymi zawodowo, jak i bezrobotnymi. Dla tych pierwszych często domagano się wzrostu płac, a dla tych drugich wydania zapomóg w postaci bonów lub (częściej) zasiłków finansowych. Wszystko pogorszyło się wraz z dojściem do naszego kraju, fali ogólnoświatowego kryzysu finansowego. Już w 1931 roku stwierdzono, że brak stałej pracy oddziaływał na nawet 25% ogółu gnieźnian i rokrocznie sytuacja się coraz bardziej pogarszała.

Masy robotników zagospodarować postanowiły dwie konkurujące ze sobą ideologicznie grupy, które wspólnie ścierały się z reprezentantami władz miejskich. Mowa o Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Komunistycznej Partii Polski, których struktury były dosyć rozbudowane, ale w latach 30. nie stanowiły żadnej istotnej siły w Radzie Miejskiej. Tę zaś wypełniali radni wybrani z list narodowych i chadeckich, którzy w Wielkopolsce zyskali zaufanie po przewrocie majowym i na fali ogólnego kryzysu gospodarczego, na którego winowajcę wskazywano sanację. Co ciekawe, słabością lewicy okazywał się ich podział, bowiem PPS i KPP nawzajem konkurowały o względy wśród społeczeństwa, np. lokalne dzienniki po każdym wiecu szacowały, która z partii zgromadziła więcej swoich zwolenników. Ugrupowania te znajdowały się także pod okiem policji (głównie KPP), która często dokonywała aresztowań, motywowanych naruszaniem porządku i ładu publicznego. Najczęściej dotyczyło to propagowania wrogich idei, komunizmu oraz nawoływań do rewolucji wśród społeczeństwa czy wojska.

Faktem jest, że działacze PPS i KPP stawiali się za robotnikami, których dotknęła trudna sytuacja gospodarcza Gniezna. Wykorzystywali jednak oni tę grupę społeczną do osiągania swoich politycznych celów. Każdy wiec organizowany na ulicach czy placach, nawet wielotysięczny, prędzej czy później albo pokojowo się rozchodził, albo był rozpędzany przez policję. Dochodziło też do aresztowań i procesów zakończonych więzieniem dla niektórych działaczy komunistycznych. Szczytem wszystkiego było jednak to, co stało się 17 grudnia 1936 roku.

Komitet Bezrobotnych, który powstał w 1936 roku, był efektem kolejnego etapu działań komunistów na terenie Polski, a w skład gnieźnieńskiej delegacji wchodziło też kilku członków miejscowej KPP. Gniezno, mające wciąż wysoki odsetek bezrobocia, nieustannie było areną strajków i protestów, domagających się poprawy sytuacji gospodarczej. Miasto podejmowało różne starania, a pozbawione pomocy z kraju, skazane było jedynie na własne możliwości. Powołano Komitet Niesienia Pomocy Bezrobotnym, a ponadto ogłoszono roboty publiczne, które jednak nie mogły zapewnić zajęcia wszystkim osobom pozostającym bez pracy. Po zakończeniu sezonu letniego 1936 roku, liczba bezrobotnych ponownie wzrosła, a delegaci zaczęli domagać się spotkania z władzami miasta.

Na początku listopada na stanowisko prezydenta Gniezna powołany został Edmund Maćkowiak, który już na początku swojego urzędowania przekazał bezrobotnym, że muszą odpracować swoje zapomogi, które już otrzymali, a nie domagać się kolejnych. Ci zaś odrzucili przyjmowania zasiłków w naturze, w postaci np. dostaw węgla, żywności czy odzieży.

17 grudnia 1936 roku, pod siedzibę Magistratu przy ul. Chrobrego przybył tłum bezrobotnych, w liczbie ok. 500 osób, który z czasem szybko się powiększał. Delegaci po kilku godzinach oczekiwania zostali przyjęci na rozmowy z władzami i długo z nich nie wracali. Zniecierpliwiony tłum zaczął wdzierać się do wnętrz Ratusza. Rozpoczęło się demolowanie wyposażenia, a tłum, dorwawszy urzędników, postanowił w afekcie wyrzucić ich z balkonu na ulicę. Rozentuzjazmowanych udało się jednak uspokoić, a wiceprezydent Izydor Gałęzewski oraz dwaj sekretarze miejscy, zostali „jedynie” pobici. Wnętrza ratusza wypełnił też śpiew „Międzynarodówki”, a przez okna urzędu na ulicę wyrzucono meble, obrazy i inne elementy wyposażenia. Rozochoceni sytuacją demonstranci, zaczęli demolować centrum miasta. Oddziałom policji, które postanowiły nie używać broni palnej do tłumienia zamieszek, udało się pochwycić 56 „najaktywniejszych” osób. Całe zdarzenie trwało kilka godzin i dopiero pod wieczór sytuacja została opanowana.

W lutym 1937 roku na ławie oskarżonych zasiadło kilkudziesięciu demonstrantów, wśród których byli liczni aktywiści komunistyczni. Część z nich została skazana na kary kilkumiesięcznego więzienia, a najgorliwsi działacze otrzymali kilka lat pozbawienia wolności. Wydarzenie, które miało miejsce 17 grudnia 1936 roku, było niechlubną kartą w dziejach naszego miasta, które do świadomości lokalnych historyków przeszło pod nazwą „defenestracji gnieźnieńskiej”. Mimo, że urzędnicy mieli zostać wyrzuceni z balkonu, a nie okna, a także wbrew terminologii ostatecznie do tego nie doszło.

Sytuacja po zdarzeniu w mieście się nie poprawiła, choć zwiększono zapomogi dla osób i rodzin bezrobotnych. Na stagnację gospodarczą miasto nie miało jednak wpływu, a warunki panujące w Gnieźnie odpowiadały sytuacji mniejszych lub większych miast całej ówczesnej Polski. Wydaje się też, że ta symboliczna „przestroga”, jaką była defenestracja, miała ulec zatarciu w świadomości społecznej. Nawet w okresie PRL-u, w książce „Dzieje Gniezna”, spisanej w niespełna 30 lat po tym wydarzeniu, nie zawarto informacji o niecnych zamiarach tłumu żądającego dosłownego „upadku władzy”. Wzmianki mówią jedynie o zamieszkach i pobiciach, a całość usprawiedliwiona jest radykalnym i rewolucyjnym działaniem społecznym „w walce o front ludowy”.

Wydaje się, że choć radykalność wystąpień z lat 30. miała podłoże ideologiczne, to tak naprawdę mogło to spotkać każdą władzę, która nie potrafiła rozmawiać z mieszkańcami. Z drugiej strony pokazuje to też, że świadomość społeczna, odnośnie pewnych ograniczonych możliwości, jakimi dysponowali rządzący, była znikoma. Patrząc na to z perspektywy 78 lat od tamtych wydarzeń, można powiedzieć, że w obu kwestiach wciąż niewiele się zmieniło.

#Tagi

W związku z dbałością o poziom komentarzy prowadzona jest ich moderacja. Wpisy mogące naruszać czyjeś dobra osobiste lub podstawowe zasady netykiety (np. pisanie WIELKIMI LITERAMI), nie będą publikowane. Wszelkie uwagi do redakcji należy kierować w formie mailowej. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments



© Gniezno24. All rights reserved. Powered by Libermedia.