W 2022 roku minie 50 lat, odkąd Miejski Ośrodek Kultury zaczął działać w swojej obecnej siedzibie przy ul. Łubieńskiego. Zanim instytucja zagościła w tych murach, od lat 50. XX wieku do 1972 roku budynek służył Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Potocznie i na przekór zwany wówczas „czerwonym domkiem”, jest jednym z bardziej charakterystycznych obiektów, znajdujących się w centrum Gniezna.
W latach 70. XX wieku budynek przechodził długi remont, podczas którego został w zasadzie cały przebudowany od piwnic aż po dach. Wówczas też wzniesiono drugie skrzydło, znajdujące się w głębi posesji. Cała inwestycja trwała kilka lat i zakończyła się dopiero w 1980 roku. Dopiero teraz efekty tej przebudowy przechodzą kolejne zmiany, gdyż obiekt zostanie dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, o czym pół wieku temu jeszcze nikt nie myślał. Prace obejmują także większość pomieszczeń, które zyskają nowe instalacje oraz zostaną na nowo zagospodarowane.
Podejmując się remontu, podobnie jak w przypadku każdego starego budynku w śródmieściu, można byłoby się liczyć z możliwością natrafienia na jakieś pamiątki z dawnych lat. Te zazwyczaj w kamienicach znajduje się ukryte w stropie, pod podłogami, w ściankach działowych itp. W przypadku MOK-u szanse na to były małe właśnie z uwagi na prace, które przeprowadzono w latach 70., a po których jedynym nienaruszonym walorem zabytkowym budynku pozostała jego zewnętrzna elewacja.
Budynek obecnego MOK-u jeszcze jako siedziba PZPR. Zdjęcie z przełomu lat 60. i 70. Źródło: Fotopolska.
A jednak coś się znalazło, co sięga znacznie wcześniej, aniżeli przedstawiona do tej pory historia. W zagłębieniu stropu nad salą widowiskową, w której odbywają się liczne koncerty i inne wydarzenia kulturalne, znaleziono… pamiątkę po masonach.
Pierwotnie budynek przy ul. Łubieńskiego pełnił bowiem funkcję siedziby dla loży masońskiej „Zum bekränzten Kubus” czyli „U sześcianu zwieńczonego”. Masoni, inaczej wolnomularze, to założony w XVIII wieku ruch społeczny, wyznający pewne przekonania metafizyczne o charakterze liberalnym, dążąca do równości i braterstwa między ludźmi, głosząc ideały postępu oraz mądrości. Była to jednocześnie organizacja o nietypowym formalnie charakterze (bez skonkretyzowanego zwierzchnictwa), do której nie każdy mógł należeć, a do tego dość hermetyczna. Przez to też na przestrzeni wieków obrosła ona tajemniczością i różnymi legendami oraz mitami, opowiadającymi o wielu rytuałach obchodzonych w środowisku wolnomularzy.
Loża „Zum bekräntzten Kubus” była pierwszą, jaka powstała w Gnieźnie – w 1804 roku, a w trzy lata później powołano drugą – „Andreas zum Frieden”. Na przestrzeni lat stanowiły one głównie bastion niemieckości i na terenie zaboru pruskiego właśnie tak pojmowano ich funkcjonowanie – przyjmowano do nich głównie urzędników, oficerów oraz kupców niemieckiego pochodzenia. Loże masońskie zostały zlikwidowane w 1938 roku na mocy decyzji prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Wówczas jednak ich znaczenie na terenie miasta było znikome, choć w przypadku „Zum bekräntzten Kubus” nadal występowała aktywność, głównie po stronie zagorzałych Niemców (co w okresie na krótko przed wybuchem wojny było szczególnie istotne).
Z okresu funkcjonowania obu lóż nie zachowało się zbyt wiele pamiątek poza planami, rysunkami dotyczącymi akt posesji itp. Stąd też o samym istnieniu wolnomularstwa w Gnieźnie wiadomo mało. Znane są postacie, które były związane z tym środowiskiem, ale namacalne pozostałości w formie chociażby dokumentów są nieliczne.
Karta dań znaleziona w stropie sali widowiskowej MOK-u w listopadzie 2021 roku. Źródło: MOK.
To, co znaleziono w stropie sali widowiskowej, jest pierwszym tego typu zabytkiem drukowanym od lat. Jest to… karta dań, wydrukowana na potrzeby członków loży z okazji wydarzenia, które odbyło się 8 listopada 1913 roku. Jakie to było wydarzenie? Dziś trudno stwierdzić. W niemieckiej prasie, zachowanej i przechowywanej w gnieźnieńskim oddziale Archiwum Państwowego w Poznaniu nie zachowały się żadne adnotacje – zarówno w ogłoszeniach zapowiadających, jak i późniejszych relacjach. Czyżby więc jednak dochowywano tajemnicy?
W zachowanym menu przeczytać można, że na wydarzeniu pojawiła się zupa pomidorowa z grzybami, turbot (gatunek ryby) w brązowym maśle i sosie chrzanowym, polędwica wołowa, a na deser pojawiły się lody anansowe. Na drugiej stronie karty pojawiła się propozycja win, które zaproponowano gościom – mozelskich, reńskich, czerwonych czy musujących.
Podczas prac remontowych do tej pory znaleziono także inne, bardziej współczesne pamiątki, jednak ta jest najstarsza. Liczy sobie 108 lat i tak jak tajemnicą spowite jest wydarzenie, na które została wydrukowana, tak jak niewyjaśnionym jest to, co robiła głęboko ukryta w stropie sali.
Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pamiątki związane z funkcjonowaniem tego budynku jako Miejskiego Ośrodka Kultury, siedziby PZPR, a nawet loży masońskiej – prosimy o kontakt: historia@gniezno24.com